______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 21.05.1993 ISSN 1067-4020 nr 76 _______________________________________________________________________ W numerze: Jerzy Baczynski - Gdzie lezy Europa Gabriele Lesse - Bez konca Edwin Bendyk - Rownowaga to smierc. Rozmowa z prof. Zbigniewem Grabowskim Jerzy Remigioni - Wein, Weib, Gesang _______________________________________________________________________ ["Polityka", 8.05.1993, przepisal J.K_uk] Jerzy Baczynski GDZIE LEZY EUROPA ================= Gaston Thorn byl do 1985 r. przewodniczacym Komisji Wspolnot Europejskich, czyli najwazniejsza osoba w EWG. Dzis ma 65 lat i jest prezesem banku w swoim rodzimym Luksemburgu. Do Wenecji, na miedzynarodowe sympozjum poswiecone przyszlosci Europy, przybyl jako bankier, ktoremu organizatorzy przydzielili temat: unia walutowa. Przez prawie pol godziny Thorn referowal po angielsku problemy monetarne EWG, po czym przerwal i zaczal cos szybko mowic po francusku. Uczestnicy sympozjum siegneli po sluchawki. - Co sie stalo z Europa? - pytal dramatycznie Thorn. Gdzie sie podziala nasza solidarnosc? Spojrzcie na Bosnie; na wojny handlowe, ktore toczymy miedzy soba; na rozpad systemu walutowego... Gdzie sa Europejczycy!? W sali dawnego klasztoru na wyspie St. Giorgio Maggiore, gdzie odbywalo sie sympozjum, nagle zrobilo sie cicho... * * * Niemal bezposrednio po wystapieniu Gastona Thorna, wszedl na mownice Frans Andriessen, do niedawna pierwszy zastepca przewodniczacego Komisji EWG, Jacquesa Delorsa, przez wiele lat odpowiedzialny za stosunki zagraniczne Wspolnoty. Andriessen takze nie ukrywal swojego rozgoryczenia: `1992 r. mial byc rokiem chwaly dla Wspolnoty Europejskiej. Mielismy zakonczyc budowe Jednolitego Rynku, przypieczetowac pelna swobode przeplywu osob, kapitalu, towarow i uslug, obnizyc koszty produkcji, zwiekszyc zatrudnienie... Tymczasem dzis Europa znalazla sie w impasie. Kraje czlonkowskie powrocily do szukania wlasnych narodowych rozwiazan, bez ogladania sie na Wspolnote'. Hans-Dietrich Genscher, byly minister spraw zagranicznych RFN nazwal to niebezpieczenstwo `narodowym egoizmem', ktory znow rozprzestrzenia sie po Europie. `Ten egoizm' - mowil Genscher - `kaze traktowac interesy wlasnego kraju jako najwazniejsze, nie uznaje faktu, ze lepsza przyszlosc naszego kontynentu zalezy od umiejetnosci wspolzycia i wspolpracy wszystkich europejskich narodow. Musimy wybrac, czy chcemy rozwoju Wspolnoty Europejskiej, czy tez pogodzimy sie z jej stopniowym rozpadem?' Miedzynarodowe seminarium nie jest zapewne miejscem, gdzie takich odpowiedzi nalezaloby oczekiwac, ale przysluchujac sie wystapieniom `zawodowych Europejczykow' mialem nieodparte wrazenie, ze wszyscy sie pogubili. Czy spoleczenstwa zachodnioeuropejskie na pewno chca integracji, zapisanej w traktacie z Maastricht? Czy Wspolnocie grozi niemiecka dominacja? Jakie sa zrodla glebokiego kryzysu politycznego, ktory ogarnal niemal wszystkie panstwa Zachodu? Co nalezy uczynic wobec konfliktu w dawnej Jugoslawii? Czy kraje Europy Srodkowej powinny byc dopuszczone do pelnego czlonkostwa w EWG - kiedy i na jakich warunkach? Co z Rosja i panstwami postradzieckimi? Czy nowa Europa ma sie rozciagnac az do Wladywostoku? I jaka to bedzie Europa? Co do jednego, przynajmniej, wiekszosc uczestnikow sympozjum wydawala sie zgodna: Europa placi cene za nieoczekiwane zwyciestwo nad komunizmem. Zjednoczenie Niemiec wywolalo fale recesji, ktora przetoczyla sie przez caly kontynent. Zachodnie Niemcy, gospodarczy filar Wspolnoty, przepompowaly do wschodnich landow kilkaset miliardow marek. Ogromna masa kapitalu zostala niejako odessana z rynku Wspolnoty i utopiona we wschodnioeuropejskiej dziurze. Broniac kraju przed inflacyjnymi skutkami zjednoczenia, Bundesbank dlugo prowadzil polityke wysokich stop procentowych, narzucajac ja innym krajom. Drogi kredyt zaczal hamowac aktywnosc gospodarcza w panstwach Dwunastki, doprowadzajac do spadku produkcji w wielu galeziach. Proby wylamania sie z polityki wysokich stop procentowych podjete przez niektore kraje wzmogly presje na dewaluacje ich narodowych walut. Wlochy, Hiszpania i Wielka Brytania w koncu zdecydowaly sie na dewaluacje, a lir i funt szterling opuscily (czasowo?) Europejski System Walutowy. W ten sposob skruszony zostal fundament, na ktorym obiecywano zbudowac przyszla unie walutowa. Rownoczesnie, recesja gospodarcza wzmogla tendencje do zamykania wlasnych rynkow przed importem. Poniewaz w ramach EWG stosowanie barier ochronnych jest mocno utrudnione, ostrze protekcjonizmu zwrocilo sie przeciw konkurentom zamorskim (USA, Japonia) i nowym rywalom z Europy Srodkowej. Uffe Ellemann-Jensen, przez 10 lat minister spraw zagranicznych Danii, mowil w Wenecji, ze kraje EWG swiadomie opozniaja proces ratyfikacji porozumien stowarzyszeniowych z nowymi demokracjami na Wschodzie, aby blokowac im dostep do wlasnych rynkow. `Jesli nie zmienimy tego nastawienia, jesli nie pomozemy krajom Europy Srodkowej w wyjsciu z kryzysu gospodarczego, mozemy miec w Europie nowe totalitaryzmy i nowe zagrozenia wojenne. Nawet gdyby gospodarka zachodniej Europy miala poniesc straty (ulatwiajac dostep do wlasnych rynkow i udzielajac pomocy gospodarczej), to warto te cene zaplacic za pokoj'. EWG wielokrotnie w przeszlosci przezywala okresy spadku koniunktury, dlaczego jednak tym razem kazdy probuje szukac rozwiazan na wlasna reke? Co sie stalo, ze nadwatlona zostala wiara w sile Wspolnoty? W dobrym europejskim towarzystwie takich rzeczy nie mowi sie wprost, ale mniej lub bardziej jawnie znow obwinia sie Niemcow. Jednym z glownych politycznych celow europejskiej integracji bylo `ucywilizowanie' powojennych Niemiec. Do czasu zjednoczenia z NRD nikt nie mial watpliwosci, ze operacja sie powiodla. Nagle jednak Niemcy objawily sie w nowej postaci: naruszona zostala polityczna stabilnosc tego wielkiego kraju, ozyly nacjonalizmy i ksenofobia, Bundesbank zademonstrowal otwarcie swe mocarstwowe zapedy, a wobec slabych panstw srodkowej Europy Niemcy staly sie naturalnym osrodkiem ciazenia, centrum `nowej przestrzeni gospodarczej'. Lek przed `Wspolnota Europejska Narodu Niemieckiego' skruszyl psychologiczny fundament EWG. Jeden z uczestnikow weneckiego sympozjum pytal retorycznie: Kto w przyszlej Europie bedzie ustalal reguly gry? Kto bedzie sedzia w tej grze?... Czyzby najsilniejszy i najwiekszy z graczy? Te nastroje byly wyraznie wyczuwalne podczas wystapienia H.-D. Genschera. Jako bodaj jedyny z oficjalnych mowcow uznal on opowiesci o kryzysie Europy za przesadzone i zademonstrowal optymizm co do dalszych perspektyw integracji EWG, az do unii walutowej lacznie. Na pytanie, gdzie bedzie siedziba przyszlego Banku Centralnego Europy, Genscher odpowiedzial krotko: we Frankfurcie! Sala, na ktorej znajdowalo sie dwustu europejskich biznesmenow, politykow, przedstawicieli mediow, przyjela te wypowiedz smiechem i pukaniem w pulpity. Nie brzmialo to jak aprobata. Frans Andriessen, jeden z glownych tworcow ukladu z Maastricht, stwierdzil wrecz, ze Niemcy coraz bardziej dominuja w Europie. Wielka Brytania, tradycyjnie, trzyma sie na uboczu procesu integracji; Wlochy i Hiszpania sa dzis mocno oslabione; zas Francja, ktora swymi wplywami politycznymi rownowazyla dotychczas gospodarcza sile Niemiec, przezywa wewnetrzny kryzys, ktory nadwereza jej polityczna role we Wspolnocie. Stad zapewne spadek zaufania do ponadnarodowych instytucji europejskich, przewidzianych ukladem z Maastricht, gdyz w opinii wielu panstw czlonkowskich moga sie one stac instrumentem utrwalajacym dominacje Niemiec na kontynencie. Jesli przyjac analize Andriessena, uklad z Maastricht okazal sie przedsiewzieciem albo przedwczesnym, albo spoznionym. Zaprojektowany przed kilku laty, w zupelnie innych warunkach geopolitycznych, opisywal pewna utopie `Stanow Zjednoczonych zachodniej Europy'. Nie wytrzymala ona proby recesji gospodarczej, odrodzenia emocji nacjonalistycznych i konsekwencji rozpadu "zelaznej kurtyny". Perspektywa Jednolitego Rynku stracila wiele ze swej atrakcyjnosci; ba, niekiedy jawi sie jako zagrozenie interesow narodowych. Dlatego Europa (a powtarzalo to wielu uczestnikow sympozjum) potrzebuje dzis nowego celu, ktory przywroci jej utracona dynamike. Historycznie role czynnika integrujacego Europe Zachodnia odgrywaly Niemcy (ktore nalezalo wchlonac) i Zwiazek Radziecki (ktoremu nalezalo sie przeciwstawic). Dzis - twierdzili niektorzy dyskutanci - miejsce Niemiec i ZSRR moglaby zajac Japonia. Rzeczywiscie, obawy przed japonska dominacja przemyslowa podzielaja nawet Niemcy. Gdyby nie ochrona rynku EWG, Japonczycy juz dzis pusciliby z torbami cale galezie europejskiego przemyslu. Organizatorzy weneckiego spotkania zaprosili wiec prawdziwego Japonczyka, Akio Miyabayashi, prezesa Minolty. Mial opowiedziec o japonskiej strategii wobec Europy. Pan Miyabayashi oznajmil, ze Japonia ma ponad 110 mld dolarow rocznej nadwyzki handlowej, po czym rozbawil publicznosc mowiac: No i co mamy zrobic z taka gora dolarow? Musimy je jakos wydac... (Nawiasem mowiac, organizator weneckiego sympozjum, brytyjska firma komputerowa ICL, w 80 proc. jest juz wlasnoscia Fujitsu). Szef Minolty nie chcac zapewne nadmiernie straszyc europejskich kolegow, dodal jednak, ze Japonia jest potega tylko w czterech dziedzinach produkcji: motoryzacja, elektronika, optyka, przemysl stoczniowy... w innych galeziach Europa nie musi sie obawiac japonskiej konkurencji. Dal jednak do zrozumienia, ze japonska organizacja produkcji i sposob zarzadzania sa znacznie skuteczniejsze od europejskich i ze w XXI wieku, po okresie agonii przemyslu (europejskiego?) i chaosu spolecznego w swiecie nastanie era harmonii i wspolpracy zgodnie z tradycja azjatycka. Odpowiedzia na wystapienia japonskiego goscia byla uwaga prowadzacego sympozjum profesora ze Szwajcarii, ze `jedynym sposobem konkurencji z Japonczykami jest zakazenie ich wartosciami europejskimi', co jednak pan Miyabayashi uznal za malo prawdopodobne. Mozna bylo odniesc wrazenie, ze przedstawiciele europejskiego biznesu pogodzili sie juz z nieunikniona przemyslowa dominacja Japonii. Jesli EWG ma szukac pola skutecznej konfrontacji z Japonczykami - twierdzil amerykanski pracownik Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju - to jest ono w Rosji. `Powinniscie pamietac, ze Rosja, geograficznie, ma blizej do Japonii i USA niz do Europy Zachodniej'. Wielka Rosja pod gospodarcza i kapitalowa kontrola Japonii, musialaby oznaczac zepchniecie Europy do roli `azjatyckiego polwyspu'. A zatem, pojawil sie kolejny ewentualny cel dla nowej Europy: oswojenie i ucywilizowanie Rosji. Najbardziej wyrazistym zwolennikiem szybkiego wlaczania Rosji w struktury Zachodu byl H.-D. Genscher, ktory proponowal aby opracowac nowa formule ukladu stowarzyszeniowego, specjalnie dla Rosji i panstw WNP. Argumentow na rzecz tezy Genschera dostarczyl Oleg Bogomolow, byly doradca ekonomiczny Borysa Jelcyna. `Rosja samodzielnie nie wyjdzie z kryzysu' - mowil Bogomolow. `Szokowa terapia, taka jak w Polsce, w Rosji nie ma szans powodzenia. Jesli Rosja bedzie tkwic w stanie obecnego chaosu, grozi to negatywnymi konsekwencjami dla calego swiata...' Mimo jednoznacznych wystapien Bogomolowa i Genschera, wiekszosc zabierajacych glos w tej sprawie wyraznie dystansowala sie od pomyslow wlaczania panstw WNP w struktury zintegrowanej Europy. Wspolpraca - tak, pomoc - tak, integracja - nie. Rosja jest zbyt wielkim krajem, zbyt dlugo pozostawala pod rzadami komunistow, Europa z udzialem Rosji bylaby niesterowna, a chaos w krajach WNP latwo moglby naruszyc stabilnosc zachodniej Europy - to tylko niektore z argumentow. Jesli wiec `rosyjskie wyzwanie' trudno uznac za nowy cel dla Europy, to co pozostaje? Trzeba, mowiono, wzmocnic EWG poprzez rozszerzenie Wspolnoty o kraje EFTA (w pierwszej kolejnosci: Austria, Szwecja, Finlandia, Norwegia), a takze o kraje Grupy Wyszehradzkiej. Tu jednak znow pojawily sie watpliwosci. Nie kto inny, a sam Frans Andriessen, ktory byl negocjatorem umow stowarzyszeniowych m.in. z Polska, przestrzegal, ze kraje Europy Srodkowej dlugo jeszcze nie beda gotowe do pelnej integracji z EWG. Wlaczenie tych krajow musialoby zmienic charakter Wspolnoty (z naciskiem na wspolprace miedzyrzadowa, w miejsce ponadnarodowej) - mowil Andriessen. Ponadto, panstwa Europy Srodkowej nie zdaja sobie sprawy, ze pelna integracja z EWG moglaby byc dla nich szkodliwa, gdyz nie poradza sobie na tak wyrafinowanym rynku, jaki dzis istnieje na zachodzie kontynentu. Wspolnota Europejska - tak to przynajmniej wygladalo z Wenecji - ma dzis ogromne klopoty z okresleniem swoich priorytetow. W krotkim czasie nastapilo tak wiele zmian, zarowno wewnatrz jak i na zewnatrz EWG, ze nawet `zawodowi Europejczycy' sa zdezorientowani. Rozwiala sie budowana przez lata europejska utopia (Maastricht). `Piekny sen o Europie' - mowil min. Ellemann-Jensen - `zastapily nocne koszmary. Jedno jest dzis pewne, ze nie sposob przewidziec, czym to sie skonczy...'. Rowniez i my, w naszej czesci kontynentu, szybko pozbywamy sie naiwnej wiary w bezinteresowna hojnosc Zachodniego Brata, ktory powinien nam sie odwdzieczyc za zwyciestwo nad komunizmem. Odkad nie ma juz zelaznej kurtyny, obie czesci kontynentu spogladaja na siebie z nieufnoscia, obawa, rozczarowaniem. Bardzo dosadnie opisal te sytuacje Slawomir Mrozek, w cytowanym przez "Polityke" wywiadzie. Przypomne: `zostalimy dopuszczeni do stolu, akurat w momencie kiedy gasza swiatla. To znaczy, otwarla sie Europa, ale nie jest juz w niej tak swiezo. Myslimy, ze to dopiero zakaski, a czasami sa to, ze tak powiem, rzygowiny gosci, ktorzy leza pod stolem'. Takich zartow, oczywiscie, nie opowiada sie w eleganckim europejskim towarzystwie. W pieknej Wenecji, w koncu kwietnia 1993 roku, na galowym spotkaniu Europejczykow, unosila sie jednak atmosfera bankietu, raptownie przerwanego wtargnieciem hordy nieokrzesanych krewnych z prowincji. W dodatku podejrzewanych o pryszczyce... Jerzy Baczynski ------------------------------------------------------------------- [Trzy grosze linotypisty dyzurnego. Moze dobrze sobie zdac sprawe z tego, ze to sympozjum dla liczacych sie politykow europejskich przeszlo bez wiekszych ech, a we Francji w ogole nie zostalo zauwazone na skutek wyborow. Dlaczego? Na sympozjum dominowala ekonomika, a przyszlosc Europy jest - jak sie wydaje - znacznie bardziej uwarunkowana polityka. Ci sami `Keynesujacy' ekonomisci, ktorzy nie mieliby nic przeciwko `Clearing Union', gwaltownie oponuja przeciwko globalnym zapedom BuBa, bo to sa Niemcy. Takich alergicznych reakcji jest wiecej, ale nie tylko przeciwko Niemcom, czy Japonczykom. Slychac tez glosy, podkreslajace, ze polityczna dominacja swiatowego zandarma amerykanskiego moze sie kiedys bardzo ponuro skonczyc dla rozproszonej Europy. Wiec chyba jest o co walczyc, choc niekoniecznie o `Stany Zjednoczone', co moim zdaniem jest kompletnie bzdurna i mylaca interpretacja idei Maastricht. Sympozjum zrobilo natomiast wrazenie na nas, na `nieokrzesanych krewnych'. Mozemy pisac sazniste felietony i robic drobiazgowe analizy zalujace, lub kpiace z nieszczesnych Europejczykow. Ale dzisiaj, w momencie pisania tych slow wlasnie przyjeto do Rady Europy Slowenie, Estonie i Lotwe (a miedzy tymi dwoma ostatnimi panstwami uszczelniono granice, jak przystalo na Europe...). J.K_uk] ________________________________________________________________________ "Tygodnik Powszechny" nr 12/1993 [przepisal z niewielkimi skrotami J. Remigioni, Stuttgart] Gabriele Lesse, tlum. z niemieckiego Wojciech Pieciak, BEZ KONCA ========= W hali odlotow portu lotniczego we Frankfurcie nad Menem kupuje przewodnik po Izraelu. Z okladki usmiecha sie mloda Zydowka w mundurze, z przewieszonym przez plecy karabinem maszynowym. `Czy to nie przesada' - mysle upychajac ksiazke w torbie i rozgladajac sie za okienkiem odpraw. () Jestem Niemka. Urodzilam sie w roku 1960, pietnascie lat po drugiej wojnie swiatowej. Zydow znalam do tej pory wylacznie z ksiazek historycznych, z telewizji, wreszczie z wielu podrozy do bylych obozow koncentracyjnych. Slyszalam oczywiscie, ze w moim rodzinnym Frankfurcie, w Kolonii, mojej malej ojczyznie z wyboru, sa wspolnoty zydowskie. Kontaktu z nimi jednak nie mialam nigdy. Bylo tak, jakby w dzisiejszych Niemczech dla mnie i dla mojego pokolenia Zydzi, zywi Zydzi, nie istnieli. W Izraelu chcialam wreszcie skorygowac moj obraz Zydow. Moja wyobraznie, ktora na slowo `Zyd' natychmiast wywoluje dwa nastepne skojarzenia: `Auschwitz' i `Holocaust'. Wyobraznie, ktora znala tylko trupy, stosy trupow, krematoria, getta, obozy koncentracyjne. I w ktorej byly tylko dwie strony: ofiary i ich oprawcy. Chialam w Izraelu zburzyc mury wlasnego, wewnetrzengo wiezienia skojarzen, chcialam opuscic mroczny swiat trupow, za ktory odpowiedzialnosc ponosilo pokolenie moich dziadkow. Szukalam normalnosci, codziennosci, lez i smiechu zywych. Szukalam zycia. Ale juz po pierwszym dniu pobytu w Jerozolimie zrozumialam, ze `normalnosc' jest w Izraelu czyms wyjatkowym, a juz na pewno ja, Niemka, jej nie doswiadcze. * Przed portem lotniczym imienia Ben Guriona w Tel Avivie wsiadam do taksowki. - Do Bramy Damascenskiej na Starym Miescie w Jerozolimie - rzucam. Taksowkarz odwraca sie, przez chwile patrzy na mnie ze zdumieniem. - No! - uderza rekami gwaltownie w kierownice. - No, no, no. Bez slowa wyjasnienia wysiada, trzaska drzwiami, i w ulicznym bistro zamawia czarna, mocna kawe. `Zaczyna sie niezle' - mysle. Kierowca wraca, wsiada. - Do you really want to kill me?! - krzyczy. - Nie, no skadze, skadze to Panu... - probuje niesmialo. Taksowkarz przez dluzsza chwile nie moze sie uspokoic: - Ja znam dobrze historie. A dzis wy, Niemcy, przyjezdzacie do Izraela i wysylacie nas prosto pod lufy Arabow! Ja: - Nie, to przeciez bzdura! Nie, na pewno nie! Taksowkarz zapuszcza motor. Ruszamy. On: - Wokol Bramy Damascenskiej pelno jest Arabow. Slyszala pani o Intifadzie? Tam na Zydow poluja jak na zwierzeta. Zawioze pania niedaleko. A gdzie chce sie pani zatrzymac w miescie? - W Domu Polskim. Prowadza go siostry Elzbietanki. Taksowkarz: - Tak, wiem. Ja tez jestem z Polski. Po czym, juz po polsku: - A pani po polsku mowi? Ja: - Tak, mowie. On (juz po polsku): - To dobrze, bo w Izraelu lepiej nie mowic po niemiecku. Dom Polski lezy w dzielnicy chrzescijanskiej, na samej granicy z dzielnica arabska. Dam pani dobra rade. Niech sie pani ubierze jak turystka, wie pani, bialy kapelusz, aparat fotograficzny i te sprawy, panie rozumie. Teraz wyglada pani tak, ze wszyscy pomysla, ze jest pani Zydowka. A wtedy niech Bog ma pania w opiece! Zatrzymujemy sie pod Brama Damascenska. Kierowca, nie wylaczajac silnika, wyrzuca moj bagaz i szybko odjezdza z piskiem. Nie mam nawet chwili na zlapanie oddechu. Torby i walizke porywa trzech muskularnych Arabow i z wrzaskiem toruje nam droge przez ludzki tlum. - Where do you come from? - dopytuje sie jeden lamana angielszczyzna. - Eh, sorry - przerywam - could you please bring me to the `Dom Polski?' - No problem! - Jestem z Niemiec - wyznaje. - Naprawde? To fantastycznie! - cala trojka zatrzymuje sie, otacza mnie, a jeden rzuca mi sie na szyje i caluje: - Heil Hitler! Niemiec zalwszie bycz gut dla Arrab. Serr gut Gas! Baldzo dobly gaz! Prima Hitler! Czuje w glowie zamet. Gabi, obudz sie, obudz sie natychmiast, to tylko sen! Na granicy rozstroju nerwowego docieram do domu, ktory bedzie moim schronieniem na kilka najblizszych tygodni. Z pobliskiego minaretu dobiega glos: - Allah al akbar! Allah jest wielki. * Godzinami przesiaduje w archiwum Yad Vashem. Swiat tutejszy wydaje sie takze niezbyt normalny. Yad Vashem to instytucja, ktora jest glownym miejscem pamieci o Holocauscie w Izraelu i zarazem osrodkiem badawczym. Inaczej niz w Niemczech czy w Polsce, nikt tutaj nie pyta, dlaczego pisze biografie Hansa Franka, generalnego gubernatora w okupowanej Polsce. Pomagaja mi natomiast wszyscy. Chodzi w koncu ni mniej ni wiecej, tylko o prawde. Wielu pracownikow archiwum to polscy Zydzi. Zapewniaja mnie, ze po raz pierwszy w zyciu maja okazje porozmawiac w ich jezyku ojczystym (czyli polskim) z mloda Niemka, ktora zajmuje sie druga wojna swiatowa. Kilku opowiada mi nawet historie swojego zycia; starsi mowia o zyciu w getcie, mlodsi o tym, jak wyrzucano ich z Polski w roku 1968. Podczas tych niespelna dwoch miesiecy udaje mi sie przeprowadzic setki rozmow. Te rozmowy sa dla mnie jak szok. Okazuje sie, ze wiekszosc Zydow w Izraelu - nawet, co najbardziej zdumiewa, tych mlodych - czerpie korzenie swej tozsamosci z Holocaustu. Nie z *wiary mojzeszowej, nie z syjonizmu, ale z Holocaustu wlasnie. I nie tylko ludzie - takze panstwo Izrael czerpie swa legitymacje z faktu, ze chroni przesladowanych Zydow na calym swiecie*. - Co sie wiec stanie - pytam kiedys mojego rozmowce, mlodego Zyda - liberala - kiedy Zydzi nie beda juz przesladowani? Przeciez wtedy Izrael jako panstwo zydowskie straci racje swego istnienia. Rozmowca gwaltownie czerwienieje. - Nigdy, przenigdy nie wolno pani mowic czegos takiego! Zydzi zawsze i wszedzie byli przesladowani. Antysemityzmu nie da sie wykorzenic. - Dobrze - mowie - spytam inaczej. Co sie stanie, gdy Izrael nie bedzie juz w stanie zapewnic Zydom takiego bezpieczenstwa jak do tej pory. Juz dzisiaj przeciez zolnierze z bronia maszynowa sa czescia izraelskiej ulicy. A pomimo to co chwila dochodzi do mordow na Zydach, popelnianych przez bojowki palestynskie. Moze to brzmi troche prowokacyjnie, ale Zydowi zyje sie dzis o wiele bezpieczniej w Niemczech, niz tu, w Izraelu. Moj rozmowca sprawia wrazenie zmeczonego: - Nie rozumiem - powiada - jak mozna w ogole zyc w kraju oprawcow. A poza tym Niemcy sa nieobliczalni: dzisiaj sa dla ciebie mili, a jutro cie powiesza. I znowu kolejna dyskusja konczy sie na Holocauscie. * Czyz zdarza sie wam - pytam innego mlodego Zyda z archiwum - rozmawiac o Niemczech i nie myslec natychmiast o Holocauscie? Odpowiedz jest krotka i zwiezla: - Nie. Kto mowi `Niemcy', ten mysli `Holocaust'. I tak byc powinno. Niemcy potencjalnie nosza w sobie Eichmanna, wasza kultura tak was uksztaltowala i nigdy sie tego nie pozbedziecie. Nic na to nie mozecie poradzic, taka jest niemiecka kultura, ze jednoczy w sobie wielkie idealy i cechy barbarzynskie. Dlatego kazdy Niemiec ma w swoim sercu jednoczesnie Goethego i Hitlera. Ja: - Przestan! Co ty opowiadasz?! Jak mozesz?! Takie rzeczy slyszalam wielokrotnie, ale to jest juz naprawde za wiele: przyjmij prosze do wiadomosci, ze *przypadkowo* urodzilam sie w Niemczech i *przypadkowo* nie urodzilam sie Zydowka. A ty *przypadkowo* urodziles sie w Ameryce jako Zyd. Ja mam 30 lat i ty masz 30 lat. Kto ci dal prawo do wyrokowania, ze ja nosze w sercu Hitlera? Historia, tak? A moze Holocaust? To wszystko stalo sie przeciez przed 50 laty. Ja nie mialam nic wspolnego z Holocaustem i ty takze nie miales z tym nic wspolnego. Czyz ja nie mam prawa odpowiadac tylko za moje, moje wlasne zycie? Czy to moze moj dziadek, ktory byl zwolennikiem Hitlera, sprawil, ze mam sie czuc za niego winna? Czy tego chcesz? Czy dlatego mam byc od urodzenia napietnowana jako czlowiek z definicji zly? Czy twoj dziadek, ktory cierpial w getcie albo w obozie daje ci prawo do moralnego wynoszenia sie ponad moja osobe? To on cierpial, nie ty! Myslisz pewnie, ze trudno jest tobie i twoim bliskim zyc z dziedzictwem Holocaustu? A ja, co ja mam zrobic? Emigrowac, wypedzona przez historie z mojego kraju? Zmienic obywatelstwo? A moze i jezyk? Przejsc na religie zydowska? Czy po tym bede dla ciebie moralnie i po ludzku do zaakceptowania? Do rozmowy wlacza sie starsza pani. I slysze: - Z calym szacunkiem dla pani wzburzenia i dobrej woli, ale po pani zyciorysie widac, ze zostala pani wychowana w duchu niemiecko- faszystowskim. Ja, przestajac juz cokolwiek rozumiec: - Co prosze? Jak to...? - No bo pani jako Niemce nie przyszlo do glowy nic innego, tylko studiowac w Polsce. Wlasnie w Polsce. Ja, z zametem w glowie: - Tak, i co z tego? Ona: - Kazdy przestepca wraca pewnego dnia na miejsce zbrodni. Ja: - Nie, prosze, ja przeciez nigdy... Ona, nieublaganie: - Byla pani w Auschwitz? Ja: - Tak, oczywiscie, ale... Ona: - Studiowala pani na najwiekszym cmentarzu zydowskim! Ja: - Alez Polska nie jest tylko cmentarzem! Tam zyja ludzie! Studiowalam tam, bo interesowali mnie ci ludzie wlasnie. Zywi, nie martwi. A poza tym, jesli siega juz pani po argumenty historyczne, w Polsce gineli nie tylko Zydzi, tam zginelo takze trzy miliony Polakow. Ona: - Tak, ja wiem, ale oni sami byli sobie winni. Ja: - Jak to? Czy Polacy sami byli sobie winni, ze Hitler napadl na ich kraj? Ona: - No pewnie. Gdyby nie Polacy i ich od poczatku bledna polityka, zagraniczna, nigdy nie doszloby do drugiej wojny swiatowej. Ja: - To co niby mieli oni robic? Czekac, az stanie sie a nimi to samo, co stalo sie z Czechoslowacja? Ona: - Oczywiscie. Tam zginelo o wiele mniej ludzi niz w Polsce. Czesi wiedzieli, ze czasy sie zmienia, ze przyjda inni politycy. No, ale dla polskiego rzadu `honor ojczyzny' byl wazniejszy niz zycie wlasnych obywateli. Podejmuje ostatni wysilek: - Gdyby Polacy nie walczyli, to Hitler blyskawicznie zapanowalby nad cala Europa. Polska byla pierwszym krajem, ktory stawil opor Hitlerowi. Wszystko na prozno. Po argumencie, ze `to Polska wciagnela Anglie i Francje do wojny, i to dopiero wtedy zaczela sie druga wojna swiatowa' nie mam sil do dalszej dyskusji. Chce zakonczyc rozmowe: - Zrodlem sily zyciowej jest dla was Holocaust i druga wojna swiatowa! Czy wy naprawde lubicie cierpiec? Czy naprawde podoba sie wam rola wiecznej ofiary? Przyjechalam do Izraela, bo chcialam z wami porozmawiac, jak z innymi, normalnymi ludzmi, ale widze, ze to niemozliwe - bo wy z przeszlosci zrobiliscie absolut. Czy wasze dzieci beda myslaly tak samo, jak wy? Czy kiedykolwiek odnajdziecie cos takiego jak normalnosc? Odwracam sie, wychodze z pokoju. - Gabriele, czekaj! - mlody Zyd zrywa sie, chce zatrzymywac. - Naprawde nie lubimy cierpiec, ale to jest nasza historia, moze nasze przeznaczenie. Spogladam z powatpiewaniem. On powtarza, dobitnie akcentujac: - Holocaust to nasza, zydowska trauma, to punkt kulminacyjny wszystkich cierpnie i przesladowan, ktorych doznalismy w historii. Zeby sie od tego uwolnic, potrzeba kilku pokolen. I tu juz lagodniej, ale patrzac mi twardo w oczy: - Potrzebujemy jeszcze czegos: zrozumienia. I cierpliwosci. Zwlaszcza od takich ludzi jak ty. Wroc tu jeszcze, przywiez ze soba kilku polskich przyjaciol. Do zobaczenia w Jerozolimie! --------- Autorka, lat 33, jest dyrektorem wydawnictwa Ost-Verlag w Kolonii, czlonkiem Stowarzyszenia na rzecz Popierania Polskich Studentow w RFN (GFPS). Studiowala w Moguncji, Frankfurcie, Krakowie i Kolonii. Wydala monografie Uniwersytetu Jagiellonskiego podczas okupacji hitlerowskiej, pracuje obecnie nad biografia Hansa Franka. Reportaz publikowany powyzej napisala specjalnie dla "TP". ------------------- [Trzy slowa skryby dyz. Z doswiadczenia elektronicznych list dyskusyjnych wiemy, ze stosunki polsko-zydowskie sa tematem zawsze bulwersujacym. Powyszy artykul wydal mi sie ciekawym, gdyz w niezwykly sposob ustawia te stosunki w trojkacie, z udzialem Niemcow. Uwaza sie, ze stosunki zydowsko-niemieckie sa lepsze niz zydowsko- polskie. No wlasnie. Sadzac z powyzszego, niezupelnie. J.R.] ______________________________________________________________________ "Zycie Warszawy" - "Niedziela", 30.04./1.05.1993 [przep. J.K_ek] ZYCIE JEST PROCESEM DALEKIM OD STANU ROWNOWAGI - ROWNOWAGA TO SMIERC ==================================================================== Rozmowe z prof. Zbigniewem Ryszardem Grabowskim przeprowadzil Edwin Bendyk. - Pozywka dla dekadenckich nastrojow konca XX wieku byla w duzej mierze fizyka. Fizyka i termodynamika udowadnialy, ze nieustannie wzrasta chaos Wszechswiata, ze nieuniknienie zmierza on do smierci. Humanisci szybko zaczeli przyjmowac ten fatalizm w odniesieniu do zjawisk spolecznych, twierdzac, ze podobnie jak Wszechswiat, tak i cywilizacje musza z czasem pograzyc sie w chaosie. - Tymczasem obserwujemy rosnaca tendencje do organizacji. Tak jest na etapie pojedynczych organizmow, jak i na poziomie Wszechswiata. Stopien skomplikowania Wszechswiata wzrasta. Powstaja nowe struktury kryjace tendencje dalszego rozwoju, a nie zaniku. Wynika to z prostego faktu, ze te fatalistyczne przepowiednie budowano wykorzystujac zupelnie nieodpowiedni aparat naukowy. Termodynamika klasyczna, ktorej podstawowymi pojeciami sa temperatura i rownowaga, nadaje sie znakomicie do opisu tylko pewnego typu ukladow, zwanych ukladami zamknietymi. Tymczasem rozwoj kosmologii narzucil inne spojrzenie na Wszechswiat. Dzis nie jestesmy pewni, czy jest on ukladem zamknietym, czy otwartym. Dopiero dynamiczny rozwoj termodynamiki w polowie obecnego wieku wprowadzil nowe pojecia i uzupelnil klasyczne podejscie. Najwiekszym osiagnieciem bylo wprowadzenie nowej galezi - termodynamiki procesow nieodwracalnych, nadajacej sie do opisywania zjawisk zachodzacych, jak to nazywaja uczeni, `w stanach dalekich od rownowagi'. Dodajmy, ze do tej grupy mozna zaliczyc wiekszosc zjawisk zachodzacych w przyrodzie. - Czy rowniez zycie? - Tak. W stanach dalekich od stanu rownowagi wystepuje tendencja do samorzutnego organizowania sie struktur kosztem ciaglego zuzywania energii. Organizmy zywe sa przykladem takich struktur. Zycie i wzrost organizacji organizmow zywych byl niewytlumaczalny czy wrecz przeczyl klasycznej termodynamice. Bo, podkreslmy to jeszcze raz, zycie jest procesem dalekim od stanu rownowagi. Rownowaga organizmu zywego to smierc. Opisal to wszystko Ilya Prigogine, tworca termodynamiki procesow nieodwracalnych, za co zreszta otrzymal Nagrode Nobla. - W jaki sposob chemik moze odpowiedziec na zagadke powstania zycia? Czy zycie jest naturalna i nieunikniona konsekwencja ewolucji materii od najprostszych from, poprzez atomy, czasteczki, po organizmy zwierzece? czy tez zycie jest fenomenem zupelnie innego rodzaju? - W nauce za dowiedziony uwazamy fakt, ktory mozna powtarzac. Procesow historycznych powtarzac jednak nie mozna. Powstanie Wszechswiata bylo wydarzeniem jednorazowym. Mozemy wiec tylko budowac modele poczatku, ale powtorzyc warunkow narodzenia Wszechswiata nie jestesmy w stanie. Podobnie rzecz sie ma z powstaniem zycia. Mogl to byc proces jednorazowy. Byc moze powstalo rowniez w innych miejscach Wszechswiata i dalej sie tam rozwija. Powtorzenie warunkow powstania zycia w laboratorium nie bedzie nigdy do konca powtorzeniem historycznej rzeczywistosci. Dlatego do problemu powstania zycia jest kilka podejsc. Jedno z nich polega na ujeciu problemu w kategoriach ewolucji Wszechswiata. W pierwszym momencie po Wielkim Wybuchu istniala rownowaga pomiedzy materia i promieniowaniem. Potem nastapilo rozdzielenie materii i energii. Oznaczalo to, ze moga istniec ciala o roznych temperaturach. Obok bardzo goracych czesci Wszechswiata sa czesci bardzo zimne, gdzie panuje temperatura rzedu kilku stopni powyzej bezwzglednego zera. W poblizu gwiazd i w przestrzeni miedzygwiezdnej mozliwe sa bardzo skomplikowane procesy chemiczne. Miedzy innymi przebiegaja tam procesy prowadzace do powstania makroczasteczek. Istnieje wiele prac pokazujacych, w jaki sposob mogla nastapic ewolucja od chemii do zycia. Wymienic tu nalezy prace Manfreda Eigena i jego koncepcje hipercykli. Eigen pokazal w niej, w jaki sposob z prostych zwiazkow chemicznych moga powstawac zwiazki bardziej zlozone. Udowodnil, ze ewolucja chemiczna moze byc podobna do ewolucji biologicznej. Pokazal, ze powstawanie kolejnych, bardziej skomplikowanych form zwiazkow chemicznych moze zachodzic z kumulacja form lepiej przystosowanych. Badania nad tymi `maszynami ewolucyjnymi' prowadzi sie dzis w wielu laboratoriach swiata. Eigen za swoje osiagniecia otrzymal nagrode Nobla. Jeszcze raz wspomniec nalezy o wkladzie Prigogina, ktory udowodnil, ze zycie nie jest sprzeczne z ogolnymi prawami natury. W ostatnich latach dynamicznie rozwija sie chemia supermolekularna - chemia oddzialywan pomiedzy roznymi makroczasteczkami. Wszystkie te procesy chemiczne pokazuja, ze materia ma daznosc do samoorganizacji, w zwiazku z czym wydaje sie, ze powstanie zycia moglo byc pewnego rodzaju koniecznoscia. Jest tez drugie podejscie do tego zagadnienia. Polega ono na probie spojrzenia wstecz i odtworzenia warunkow, w jakich powstalo na Ziemi zycie. Bardzo ciekawym przyczynkiem do tych badan bylo odkrycie ok. 20 lat temu odrebnosci Archaebacterii. Wydaje sie, ze sa one jednymi z najstarszych form zycia na Ziemi. Bakterie te sa w stanie funkcjonowac w najtrudniejszych warunkach: w wysokich cisnieniach, w atmosferze beztlenowej, w srodowisku kwasu siarkowego. Ich istnienie potwierdza hipotezy, ze zycie powstawalo w warunkach zupelnie odmiennych od tych, jakie widzimy na Ziemi dzis. Dodatkowo potwierdzeniem tych hipotez sa badania geologiczne. Sa powazne poszlaki, ze zycie powstalo ok. 3.5 mld lat temu, a nawet 3.9 mld lat temu. Poniewaz skorupa ziemska zestalila sie ok. 4 mld lat temu, swiadczy to, ze ewolucja chemiczna az do pierwszych organizmow zywych musiala przebiegac stosunkowo bardzo szybko. - Czy zycie moglo dotrzec do Ziemi z kosmosu? - Sa takie hipotezy. Wystarczy zobaczyc, jakie pierwiastki sa najbardziej rozpowszechnione we Wszechswiecie. Sa to wegiel, tlen, wodor, azot. To akurat podstawowe pierwiastki wchodzace w sklad zywych organizmow. W przestrzeni miedzygwiezdnej obserwujemy wystepowanie wielu czasteczek chemicznych, w wiekszosci zwiazkow organicznych. Pewnych informacji dostarczaja meteoryty i pyl kosmiczny, docierajace na Ziemie. Wykryto w nich wiele takich zwiazkow, jak aminokwasy (czasteczki bedace podstawa budowy bialek), zwiazki wielkoczasteczkowe. Na podstawie tych informacji mozemy powiedziec, ze w przestrzeni kosmicznej moga powstawac zwiazki chemiczne o wysokim stopniu zlozonosci. Zajmuje sie tym wszystkim mloda galaz chemii - kosmochemia. Niektorzy sa przeciwni koncepcji twierdzacej, ze zycie powstalo spontanicznie. Uwazaja, ze jest to zbyt malo prawdopodobne. Ale w niskich temperaturach, takich jakie spotykamy we Wszechswiecie, moga powstawac rzeczy bardzo malo prawdopodobne. Mogly na przyklad powstac `zimne' zalazki zycia, ktore dotarly potem na Ziemie. Musimy bowiem pamietac, ze na Ziemie spadaly i spadaja olbrzymie ilosci materii kosmicznej. - Czy tego typu badania zostawiaja miejsce na Boga? Czy moga byc one podstawa do tego, by istnienie Boga wykluczyc lub potwierdzic? - Dawniej wierzono, ze istnienie Boga mozna udowodnic racjonalnie. Dzis sie przyznaje, badanie przyrody prowadzi tylko do poznania przyrody. Transcendencja jest natomiast kwestia wiary. Kiedy w latach 60. bylem przez jakis czas w Moskwie, jeden w wybitnych rosyjskich uczonych pytal mnie, jak to jest mozliwe, by czlowiek nauki mogl wierzyc w Boga. Wydawalo mu sie to absurdem. Kilka lat pozniej w Getyndze spotkalem sie z zupelnie innym stanowiskiem. Moj rozmowca, tym razem uczony niemiecki, twierdzil, ze to niemozliwe, by prawdziwa nauka nie prowadzila do Boga. Jak widac, to wszystko nie jest takie proste. Poznanie Boga zachodzi w zupelnie innym porzadku. Dawniej z teologii wyprowadzano inne nauki, a w konsekwencji nauka wyemancypowala sie. Dzis teologia i nauka sa wzajemnie nieprzenikalne. Dobrze sie stalo, ze Kosciol, zamykajac sprawe Galileusza, potwierdzil autonomie nauki i jej niesprowadzalnosc do teologii. Musze powiedziec, ze bylem swiadkiem narodzin tych przemian, w ktorych zasadnicza role odegral papiez Jan Pawel II. Bralem udzial w seminariach krakowskich, w ktorych uczestniczyl jeszcze kardynal Wojtyla. Dyskutowano na nich o filozofii, religii, nauce, o wzajemnych relacjach miedzy nimi. Pewnego razu profesor Jerzy Janik, fizyk z Krakowa, zadal pytanie, kiedy Kosciol definitywnie rozstrzygnie problem Galileusza. Kardynal Wojtyla odpowiedzial, ze gdyby to zalezalo od niego, to rozwiazanie tego problemu znacznie by przyspieszyl. Tak sie zlozylo, ze od pewnego momentu zaczelo to od niego zalezec. Jak bardzo ta sprawa lezala papiezowi na sercu, moze swiadczyc fakt, ze u poczatku pontyfikatu, podrozujac trasami swoich pielgrzymek, latal samolotem noszacym imie Galileo Galilei. ---------------- Prof. dr hab. Zbigniew Ryszard Grabowski, wybitny polski fizykochemik, pracuje w Instytucie Chemii Fizycznej PAN. Jest przewodniczacym Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauki. ---------------- [Od red. dyz. Mialem okazje sluchac prof. Grabowskiego juz kilka lat temu, gdy zboczyl z dziedziny spektroskopii molekularnej w swiat paleobiologii i kosmochemii. W porownaniu z tamtymi wykladami powyzszy tekst jest podany w sposob nader popularny, czemu trudno sie dziwic majac na wzgledzie, gdzie zostal opublikowany. Mam jednak nadzieje, ze nawet ci Czytelnicy "Spojrzen", ktorzy maja wyksztalcenie scisle - przyrodnicze (a takich jest wiekszosc) przeczytali to z zainteresowaniem. J.K_ek.] ________________________________________________________________________ Jerzy RemigioniWEIN, WEIB, GESANG ================== Po polsku haslo to znane jest jako: `Wino, kobiety i spiew'. Aby nie narazic sie na zarzut seksizmu, drugi jego element nie bedzie poruszany, zas trzeci - byc moze - kiedy indziej. Bedzie wiec o winie, niemieckim oczywiscie. Z tesknota czytuje niektore pozycje "Kacika Kulinarnego" w "Spojrzeniach". Zeby tak i u nas bylo sie czego uczyc... O kuchni niemieckiej jednak zamilkne, choc to na pewno sprawa gustu. Mozna za to wiele pisac o piwach, bo sa swietne, ale to akurat zdecydowanie nie moje poletko. (Tu przypomina sie brodata anegdota o kilku rozbitkach na bezludnej wyspie, kazdy oczywiscie innej nacji i kazdy marzacy glosno o tym, co bedzie robil po powrocie do domu. Francuz opowiada wiec, jak to otworzy butelke wykwintnego szampana, obleje nim swa `petite amie' od stop do glow, po czym bedzie - mlodziez przy terminalach przepraszam - zlizywal. Niemiec slucha tego z podziwem i pyta: `A piwem mozna?') Ale nie upadajmy na duchu. Nie tylko piwem splywaja Niemcy. Caly poludniowy zachod kraju to region winnic. Ich zakres pokrywa sie bardzo dobrze z przebiegiem Limes, czyli walu ziemnego usypanego przez Rzymian przed III wiekiem n.e. dla obrony rubiezy Imperium, oraz z nurtem Renu. Nic dziwnego - wszedzie tam, gdzie w Europie poza basenem Morza Srodziemnego uprawia sie winorosla, zostaly one przyniesione przez legiony (chocby na Wegry). Zacznijmy od tego, ze wino niemieckie = wino biale. Istnieja wprawdzie rowniez wina czerwone, robione na ogol z egzotycznych gatunkow winogron, o ktorych nizej, ale z winami czerwonymi typu francuskiego czy wloskiego maja one niewiele wspolnego. Najwazniejsze regiony winne to Nadrenia-Palatynat (Rhein-Pfalz), Mozela (Mosel), Badenia (Baden) i Wirtembergia (Wuerttemberg). W dwu pierwszych produkuje sie bodaj najbardziej znane biale i czasem rozowe wina renskie i mozelskie, w dwu pozostalych nieco mniej znane rodzaje win bialych, rozowych, a rowniez i czerwonych. Oprocz regionu produkcji na butelkach niemal zawsze, a w kazdym razie czesciej niz na winach francuskich, o ktorych i tak kazde niemowle wie, z jakich robione sa winogron (n.p. ze Beaujolais jest robione z gamais), wymieniany jest gatunek winogron. I tak wina mozelskie i renskie slyna z rieslinga, ktory dla podniebienia nizej podpisanego konsumenta jest najszlachetniejsza odmiana winogron dajacych wina biale. Rowniez tak sie sklada, ze wlasciwie jedyne wina w pelni wytrawne, ktore zdecydowanie preferuje, sa produkowane z tego gatunku, choc przewazaja wina polwytrawne. Poza rieslingiem wina te produkowane sa z takich odmian jak sylvaner, muskat czy mueller-thurgau. Wiekszosc tych wyrobow jest albo polslodka, albo zupelnie slodka. W Wirtembergii, jak wspomnialem, produkuje sie rowniez wina czerwone, uzywajac winogron odmian lemberger i trollinger. Wina te sa wlasciwie rozowe w kolorze, na ogol rowniez slodkawe i cokolwiek pachna i smakuja drozdzami, co wedlug mnie upodabnia je do wyrobow domowych. No ale, jak brzmi tutejsza reklama, `Kenner trinken Wuerttenberger', czyli `Znawcy pija wina wirtemberskie' i istotnie wina tutejsze sa czesto drozsze niz renskie lub mozelskie. Skladam to na karb patriotyzmu lokalnego, choc poznalem znakomitego rieslinga rodem z przedmiescia Stuttgartu, na ktorym produkuje sie mercedesy, zwie sie on Untertuerkheim. Pora zapytac, jak Niemcy kwalifikuja swe wina: otoz rozroznia sie szereg szczebli jakosciowych. Najpodlejsze sa wina rodzaju Tafelwein, czyli wina stolowe. Tych wlasciwie nie widuje sie w butelkach - choc jesli zna sie miejscowego winiarza, mozna za niewielkie pieniadze kupic bardzo przyzwoity wyrob. Wina butelkowe zaczynaja sie od kategorii Qualitaetswein, czyli odpowiednika francuskiego Vin d'Appelation Controlee czy wloskiego DOC (Denominazione di Origine Controllata). Oznacza to mniej wiecej, ze dany produkt powstal z winogron wyhodowanych na konkretnym obszarze geograficznym i pod kontrola urzedowa (nie musze mowic, ze jak zwykle w Niemczech bardzo drobiazgowa, natomiast co do jej skutecznosci, to chodza rozne opinie). Wyzsze stopnie wtajemniczenia to: Qualitaetswein mit Praedikat i Kabinett. Nie pytajcie, skad sie wziela ta ostatnia nazwa, o czyj chodzilo gabinet. Nowa jakosc pojawia sie przy winach kategorii Auslese i Spaetlese. Te pierwsze to odpowiedniki francuskich Grand Cru i Premier Cru, czyli win produkowane w scisle limitowanych ilosciach, z gron zebranych w konkretnych winnicach. Spaetlese z kolei to wino z gron, ktore zostaly zebrane specjalnie pozno w danym roku, co spowodowalo, ze zawieraly wiecej cukru niz pozostale. Oczywiscie nie kazdego roku ta sztuka sie udaje: wystarczy, ze przyjdzie przedwczesny przymrozek lub fala jesiennych deszczow, a zbior moze sie zmarnowac. Tu trzeba powiedziec, ze w 90% lub wiecej przypadkow, wraz z klasa wina rosnie zawartosc w nim cukru. Czyli mozna byc niemal pewnym, ze Auslese bedzie slodsze od zwyklego Qualitaetswein. Jest to sprawa przyjetych gustow - biale niemieckie wina niekoniecznie sluza jako napoj do posilkow, raczej do saczenia pomiedzy nimi, czesto towarzyszac `Kuchen', czyli ciastom. Czytalem jednak, ze gusta te sa stosunkowo swiezej daty - jeszcze w XIX wieku wiekszosc produkowanych przynajmniej na poludniu Niemiec win byla wytrawna. Czyli proces dokladnie odwrotny do tego, o ktorym pisal red. J.K_uk jesli chodzi o Francje. Wina prawdziwie wytrawne, a nalezace do wysokiej klasy, sa rzadkoscia. Nie nalezy przy tym specjalnie sugerowac sie napisem na etykiecie: `Trocken', czyli `wytrawne'. Wina tak znakowane moga roznic sie smakiem od polwytrawnego do calkiem slodkiego. Sprawdzilem, ze moj ulubiony riesling z Untertuerkheim nosi na butelce napis: `Spezialtrocken fuer Diabetiker', czyli `Specjalnie wytrawny dla cukrzykow' i dopiero on mnie zadowala. To dazenie do najwyzszej slodkosci nigdzie sie lepiej nie ujawnia, niz w winach dwu najwyzszych kategorii: Beerenauslese i Eiswein. To pierwsze produkowane jest metoda bardzo zblizona, a moze identyczna jak opisywane w "Spojrzeniach" nr 73 Sauternes. Jakis grzybek lub pasozyt powoduje fermentacje gron na krzaku i zaburzenia w procesach naturalnych, czego koncowym efektem jest zwiekszenie zawartosci cukru. Jak zwykle w winach niemieckich, cukier ten tylko czesciowo jest przeksztalcany w alkohol, powodujac, ze wino takie jest na ogol bardzo slodkie, ale za to o wspanialym bukiecie i intensywnie zoltej barwie. Kategoria zas dla wybranych jest Eiswein. Wino to robione jest w zasadzie jak Spaetlese, czyli z pozno zbieranych winogron. Ale proces jego produkcji jest scisle kontrolowany: czeka sie na serie nocnych jesiennych przymrozkow, jednak przy slonecznej pogodzie w dzien. Nie pamietam, ile konkretnie nocy pod rzad musi byc ponizej jakiej temperatury, ale chyba 5 nocy z temperatura ponizej -8 stopni C. Dopiero wowczas wolno grona zebrac i dalej zmrozone poddac wytlaczaniu. W tak przygotowanych gronach zawarta jest tylko mala kropelka niezamarznietego z powodu duzej koncentracji cukru moszczu i wlasnie z tej kropelki produkuje sie nastepnie wino. Wydajnosc jest wiec znikoma, dodatkowo producent ryzykuje pozostawiajac grona na krzaku tak dlugo, bo wystaczy, ze mroz pusci za wczesnie i cala procedura na nic. Nie musze wiec dodawac, ze Eiswein osiaga zawrotne ceny: sprzedawane jest zawsze w malych butelkach po 0.375 l, z ktorych kazda kosztuje co najmniej 60-80 DM. Prawde powiedziawszy, jest to wlasciwie syrop alkoholowy, ale o nieprawdopodobnym wrecz bukiecie. Pora jednak zejsc z wyzyn Olimpu (czy raczej Walhalii) na ziemie i otworzyc butelke wspomnianego rieslinga kategorii bardziej przyziemnej, bo Qualitaetswein mit Praedikat. Na zdrowie. (Na zakaske precle). Jerzy Remigioni ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) stale wspolpracuje: cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak) Copyright (C) by Jurek Krzystek 1993. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres: (128.32.162.54), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 76____________________________