___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 29.05.1992. nr. 27 _______________________________________________________________________ W numerze: Tadeusz K. Gierymski - ECCE (cz. I) Jurek Krzystek - Najmniejsza Mniejszosc Rzeczpospolitej Maciek Cieslak - Dostrzezone - Rozwazone Krystyna Lubelska - Smierc Dobrego Czlowieka Krzysztof Kniaz, Jacek Walicki, Andrzej Pindor - - Listy do redakcji _______________________________________________________________________ Tadeusz K. GierymskiECCE - cz. I ============ [Artykul w zmienionej wersji ukazal sie poprzednio na liscie dyskusyjnej Poland-L] The New Colossus Not like the brazen giant of Greek fame, With conquering limbs astride from land to land; Here at your sea-washed, sunset gates shall stand A mighty woman with a torch, whose flame Is the imprisoned lightning, and her name Mother of Exiles. From her beacon-hand Glows world-wide welcome; her mild eyes command The air-bridged harbor that twin cities frame. "Keep, ancient lands, your storied pomp!" cries she with silent lips. "Give me your tired, your poor, Your huddled masses yearning to breathe free, The wretched refuse of your teeming shore, Send these, the homeless, tempest-tost to me: I lift my lamp beside the golden door." Tak pisala Emma Lazarus, Zydowka i amerykanska poetka, w 1883 roku: Matka Wygnancow - tak widziala mloda poetka Ameryke, ktorej symbolem byla Wolnosc Oswiecajaca Swiat (oficjalna nazwa olbrzymiego Posagu Wolnosci u wrot Nowego Jorku). Matka? Czesto raczej macocha lub nawet gorzej. Rozne stereotypy o rasach, religiach i narodowosciach ciagle jeszcze pokutuja w swiadomosci amerykanskiej, a szczegolnie silne bylo i jest nawet dzisiaj uprzedzenie do katolikow. Polacy, natykajac sie na objawy malowartosciowania, niecheci do, a czasem nawet jawnej pogardy dla, swego narodu, spodziewaja sie, ze wyjasnienia tego przykrego zjawiska szukac nalezy w badaniach socjologicznych. Niestety, jak postaram sie wykazac pozniej, nie mozna chyba polegac na amerykanskiej socjologii szukajac wiarygodnych danych o pewnych grupach imigrantow, np. tych ze wschodniej i poludniowej Europy. Katolicka religia jest wspolnym mianownikiem grup imigranckich, ktore sa zaniedbane i o ktorych jednoczesnie podtrzymywane sa falszywe i stereotypowe poglady. (Nie bede omawiac imigrantow z Ameryki Poludniowej.) Twierdze takze, ze by zrozumiec dzisiejszy stosunek "amerykanow" do etnicznych, narodowosciowych i religijnych mniejszosci, nalezy zaczac nie od badan socjologicznych, ale od historii, a mianowicie od historii amerykanskiego natywizmu. W tej czesci mego opracowania przedstawie tylko historyczne tlo amerykanskiego natywizmu i nacjonalizmu . Zainteresowanym polecam dwie klasyczne pozycje: Ray Allen Billington, The Protestant Crusade 1800 - 1860. A Study of the Origins of American Nativism. New York, 1938, The Macmillan Company. John Higham, Strangers in the Land. Patterns of American Nativism. 1860-1925. Rutgers University Press, New Brunswick, New Jersey, 1955. Billington tak zaczyna swa prace: "Nienawisc do katolikow i do cudzoziemcow rosla w Stanach Zjednoczonych bez przerwy przez przeszlo dwiescie lat zanim przybrala ona polityczna forme Amerykanskiego Natywizmu z lat 1840-tych i Nic-nie-Wiemy ruchu z lat 1850-siatych." (Tlumacze sam, nie znam polskich odpowiednikow pewnych wyrazen, prosze o sprostowanie i o podanie poprawnych.) Glebokie i powszechne uprzedzenie do papiestwa powszechne juz w okresie kolonialnym bylo gleba, w ktorej latwo zakielkowal natywizm i antykatolickie zrzeszenia i rozruchy. "Niechec do katolicyzmu byla tak rozpowszechniona, ze z poczatkiem 1700 r. tylko "w Rhode Island mial katolik obywatelskie i religijne prawa," mimo tego, ze w wiekszosci kolonii nie bylo wielu katolikow. Protestantcy osiedlency kierowali sie, pisze Billington, "wrodzona bigoteria." W Pensylwanii nawet tolerancyjni kwakrzy rozbrajali katolikow, zabraniali im sluzyc w milicji, osiedlac sie w pewnych regionach stanu, nakladali na nich dodatkowe podatki, i rejestrowali ich by ich latwiej bylo obserwowac. Juz wtedy proponowano prawnie uniemozliwic Irlandczykom imigracje. Podobnie bylo w Nowym Jorku, gdzie zabroniono Jezuitom i ksiedzom katolickim wjazdu do kolonii pod kara dozywotniego wiezienia. Pisze Billington: "Kolonie Nowej Anglii w wieku osiemnastym dalej podtrzymywaly swoj, juz od ich zalozenia, nietolerancyjny stosunek do katolicyzmu." Antykatolicyzm byl tak gleboko zakorzeniony; ze nawet liberalna w duchu Deklaracja Niepodleglosci nie dala mu rady. Stanowe konstytucje zawieraly rozne ograniczenia katolikow: w New Jersey nie mogli piastowac stanowego urzedu; Vermont domagal sie przysiegi, ze kandydat na urzad jest protestantem, a Poludniowa Karolina wprowadzila protestantyzm jako religie stanu. Pierwsza poprawka do Konstytucji Federalnej zabronila ustanawiania oficjalnej religii, ale tolerancyjnosc pierwszych lat republiki nie usunela uprzedzen do katolikow. Z rokiem 1800 naplynela nowa fala gazet, ksiazek, traktatow i stowarzyszen "bigoterii protestanckiej", ozywiona zwiekszona wtedy imigracja cudzoziemcow, ktora przerazala amerykanskich nacjonalistow, choc w rzeczywistosci uprzemyslawiajacy sie kraj potrzebowal imigrantow i bogacil sie ich praca. "Precz z Papiezem", "Tajemniczy Babylon", "Tajemnice Konfesjonalu", "Wyznania Zakonnic", "Zdemaskowani Ksieza", "Wyznania Marii Monk" - oto hasla i tytuly pod ktorymi zbieraly sie sily amerykanskiego natywizmu. Kler i zakonnice oskarzane byly o rozpuste, dzieciobojstwo, porywanie i przymusowe nawracanie dzieci i mlodziezy. Byly rozruchy w wielu miastach - palono klasztory, szkoly i posiadlosci katolickie, zaczynajac w 1834 r. od Urszulanek w Charlestown, niedaleko Bostonu. Pisze Billington: "Calkowity brak poczucia winy wykazywal, jak gleboka byla niechec do katolikow..." Rozprawa przeciw przywodcom ataku na klasztor byla okazja do dalszej antykatolickiej propagandy, do atakow na cudzoziemcow, na "najpodlejszych z nich", czyli Irlandczykow. "Powszechne uznanie dla hulajacych podpalaczy i napastnikow zachecalo do epidemii podobnych zaburzen w calym kraju." Dodatkowym zrodlem rozwoju natywizmu byl strach przed politycznym, spolecznym i radykalnym wplywem cudzoziemcow. Propagandysci nacjonalistyczni malowali straszny obraz korupcji moralnosci, rozkladu politycznego systemu, i skazenia narodowego ducha amerykanskiego. Cudzoziemiec przedstawiany byl jako nizszy gatunek czlowieka; pisali tacy narodowcy, ze "Ameryka staje sie kloaka do ktorej Europa wyproznia brudy swoich wiezien." Imigranci z Europy wschodniej i poludniowej, z Irlandii, to radykalowie, nielojalni Ameryce, jej wartosciom, jej tradycjom, to, jak mowi dobrze znany nam dzis epitet, "podludzie". Higham omawia takze trzecia tradycje amerykanskiego natywizmu (w dodatku do antykatolicyzmu i antyradykalizmu), a mianowicie, anglosaskosc jako fundamentum Stanow i narodowosci. Pisze on: "Przekonanie, ze Stany Zjednoczone naleza, w specjalnym tego slowa znaczeniu, do anglosaskiej "rasy", pozwalalo na interpretacje zrodla narodowej wielkosci. ... Jedynie w Anglosasach, choc moze tez i w Teutonach, zaistniala ta specjalna zdolnosc samorzadzenia sie, i ta specjalna misja rozsiewania jego blogoslawienstw." Nuty wyzszosci i wylacznosci rasowej zaczely glosniej brzmiec w samochwalczym peanie amerykanskich narodowcow. W dodatku do politycznego i literackiego, pojawia sie nowy watek w rozwoju amerykanskiego natywizmu i nacjonalizmu, a mianowicie, tendencyjne zuzytkowanie idei z antropologii, biologii i psychologii. Pod tym wzgledem nastapila, pisze Higham, radykalna zmiana w konfiguracji natywizmu: "Krok po kroku zaczal sie on zblizac do rasizmu." "... prawa ewolucji wydawaly sie gwarantowac, ze najlepiej dostosowane rasy tryumfowac beda nad nizszymi zawodnikami. I, w zapale przeksztalcania spolecznych wartosci na biologiczne fakty, darwinscy optymisci nie wahali sie przed utozsamianiem "najbardziej dostosowanych" z "najlepszymi." Tak pojety darwinizm wspieral anglosaska dume. "Na poczatku anglosaski natywizm potepial, raczej ogolnie, caly cudzoziemski najazd. Dopiero pozniej zaczal specjalnie atakowac nowa imigracje." Patrycjusze - "szlachta" - Nowej Anglii, tamtejsza inteligencja, tamtejsza polityczna i spoleczna hierarchia, zaczeli sie czuc zagrozeni. Henry Cabot Lodge, bostonski braman, oplakiwal przemijanie dni, kiedy czcilo sie stare rodziny, ich tradycje i ich przodkow. Biadolono, ze "... wolnosc kochajacy anglosasi oblegani sa przez socjalizujacych cudzoziemcow, ze inteligentny narod wpada w kleszcze nieinteligentnych ... ze wielka natury zasada o nierownosci zagrazana jest przez hominidow..." W 1891 r. Lodge opublikowal statystyczna analize biograficznych hasel w encyklopedii, wykazujac, ze krew angielska najbardziej przyczynila sie do rozwoju Stanow. Mimo, ze te jego dane wskazywaly na rowny brak wkladu wszystkich innych narodowosci, Lodge glosil, ze wlasnie ta nowa imigracja przedstawia najwyzsze niebezpieczenstwo, wazniejsze od polityki i ekonomii, a mianowicie "wielka i niebezpieczna zmiane w samych tkankach naszej rasy." Francis A. Walker, prezydent MIT, (tak, tego slawnego instytutu technologii w Massachusets) przestraszony zaburzeniami robotniczymi w latach osiemdziesiatych widzial "wielkie miasta zagrozone ciemnoscia, buntem i grabieza." Drzal na mysl o najezdzie przez calkowicie niezdatne do asymilacji rasy, z "najnizszego poziomu degradacji." Twierdzil, ze migracja, jako czesc procesu naturalnej selekcji Darwina, byla wtedy na odwrot - najlepsi zostaja w domu, a najgorsi emigruja. Sir Francis Galton zapoczatkowal eugenike i lansowal hipoteze wyzszosci dziedzicznosci nad wychowaniem. Testy inteligencji, w bardzo rozsadny sposob zapoczatkowane przez Alfreda Binet we Francji, zostaly niewlasciwie uzyte przez wielu amerykanskich psychologow w ocenie "wrodzonej" inteligencji roznych grup narodowosciowych i etnicznych, w wojsku i w cywilu, podczas pierwszej wojny i po niej. Zaczeto ich takze uzywac do oceny imigrantow i ich dzieci w szkolach. Rezultaty wskazywaly na wyrazna wyzszosc tu urodzonych bialych, nordykow, i polnocnych europejczykow nad ludzmi ze wschodniej i poludniowej Europy. Profesor Carl C. Brigham w swym Studium Amerykanskiej Inteligencji pisal tryumfujaco: "Umyslowa wyzszosc naszej nordyckiej grupy ... zostala udowodniona." Trzeba wiec bylo bronic szlachetnej anglosaskiej krwi przed celtycka, slowianska i inna zaraza z zagranicy. Opinia publiczna, bostonscy bramini, intelektualisci, naukowcy i politycy zaczeli zwierac szeregi. Imigrant, szczegolnie nie bialy, i nie z polnocnej Europy, to "tylko zuzel w tyglu szmelcarskim. Pod kazdym wzgledem przeciwny amerykanskim i nordyckim rodom..." pisal jeden z nich. Rezultatem byly znane chyba wszystkim prawa ograniczajace kwoty imigracyjne dla roznych narodowosci i ras z lat dwudziestych, ktore to tak okreslil, na stronie tytulowej i wielkimi literami, Los Angeles Times z 13 kwietnia 1924 r.: "ZWYCIESTWO NORDYKOW WIDZIANE JEST W DRASTYCZNYCH OGRANICZENIACH! C.d.n. Tadeusz K. Gierymski _______________________________________________________________________ NAJMNIEJSZA MNIEJSZOSC RZECZPOSPOLITEJ? ======================================= Jurek Krzystek Impulsem do napisania tego tekstu byly dwie niezwiazane ze soba dyskusje na Poland-L: jedna, w ktorej krotko wspomniano istnienie cmentarza karaimskiego w Warszawie, druga, dotyczaca odkryc w Qumran w Ziemi Swietej i sekty essenczykow. Zainteresowalem sie wiec Karaimami, zwlaszcza ze na poczatku lat 70-tych zwiedzalem Litwe i pokazywano mi (niemal po kryjomu) zabudowania karaimskie w wioskach miedzy Wilnem a Trokami. W mojej (i chyba nie tylko mojej) pamieci, Karaimowie byli potomkami Tatarow, wyrozniajacy sie sposrod nich tym, ze zamiast islamu wyznawali judaizm. Dzieki Andrzejowi Kobosowi, ktory podeslal mi trzy artykuly znanego badacza Karaimow, Szymona Szyszmana z "Kultury" z wczesnych lat 50-tych [Szyszman 1953,1954,1956 - spis literatury na koncu artykulu] moglem wciagnac sie glebiej w ten temat. Dowiedzialem sie wiec, ze oprocz terminu 'Karaimowie' istnieje angielski termin 'Karaites', ktory niedokladnie zgadza sie z polskim znaczeniem tego slowa, jak rowniez pojecie 'karaizmu'. Karaizm powstal we wczesnym sredniowieczu na terenach Mezopotamii jako sekta wsrod mieszkajacych tam Zydow. Powstanie jego przypisuje sie na pol legendarnej postaci Anana ben Dawida, zyjacego w dzisiejszej Basrze w drugiej polowie VIII w n.e., za rzadow kalifa Haruna al-Raszyda. Wielu historykow, wsrod nich Szyszman, uwaza, ze poczatki tej sekty sa jednak duzo wczesniejsze, siegajace pierwszych wiekow naszej ery [Szyszman 1980]. Teorie Szyszmana sa jednak dosc karkolomne: uwaza on za pewnik, ze karaizm jest w prostej linii rozwinieciem idei sekty essenczykow, ktorych ruiny klasztoru odnalezione zostaly w Qumran nad Morzem Martwym w 1949 roku. Karaizm polega na odrzuceniu przez Zydow tzw. Prawa Ustnego, czyli Talmudu i Miszny i powrocie do Prawa Pisanego, czyli Pisma Swietego. Podkresla przy tym asceze i nawrot do pierwotnych wartosci, jest wiec rodzajem fundamentalizmu. To wlasnie nasunelo Szyszmanowi skojarzenia z essenczykami. Karaizm szybko sie rozwinal ilosciowo, rozprzestrzeniajac sie najpierw na terytorium Kalifatu, a nastepnie Cesarstwa Bizantyjskiego [Ankori 1961]. Nigdy jednak nie uzyskal wiekszosci w ramach judaizmu, bedac gwaltownie przez tzw. 'judaizm rabiniczny' zwalczanym. Mniej wiecej w tym samym czasie (koniec VIII w.) mialo miejsce ciekawe wydarzenie na terenach sasiadujacych od polnocy z Kalifatem i Cesarstwem Bizantyjskim. Istnialo tam silne panstwo Chazarow, ludu pochodzenia tureckiego, ktory zdominowal inne plemiona tureckie i nie tylko tureckie na obszarze ograniczonym z grubsza przez gory Kaukazu, Morze Czarne, Don, Wolge i Morze Kaspijskie. Otoz krol Chazarow Bulan, stojac na w obliczu konkurencji o wplywy dwu wielkich religii owego czasu - chrzescijanstwa i islamu, zdecydowal sie na przyjecie... judaizmu. Zachowaly sie przekazy, ze Chazarowie nie przyjeli Talmudu, od tego momentu w literaturze zaczyna sie spor. Zajaczkowski, znany badacz kultury Karaimow i sam Karaim, utrzymuje, ze Chazarowie poddali sie konwersji na karaizm [Zajaczkowski 1961]. Z kolei Arthur Koestler twierdzi, ze jezeli Chazarowie nie znali Talmudu, to dlatego, ze przekraczal ich mozliwosci intelektualne [Koestler 1976]. Koestler nie mial specjalnego powazania u historykow, bedac kims w rodzaju Pawla Jasienicy, czyli publicysta historycznym, znalazl jednak silne poparcie w pracy Freunda [Freund 1991], ktory dosc kategorycznie stwierdza, ze nie ma zadnych dowodow na to, ze Chazarowie przyjeli judaizm w wersji karaimskiej. I w tym miejscu docieramy do problemu pochodzenia polskich i litewskich Karaimow. Zajaczkowski twierdzi stanowczo, ze pochodza oni od Chazarow. Glownym dowodem jest ich jezyk, bedacy niemal niezmienionym narzeczem turecko-kipczackim. Skadinad wiadomo, ze jezykiem takim poslugiwali sie Chazarowie, a nastepnie ich pogrobowcy - Polowcy (Kipczacy). Faktem historycznym jest, ze Karaimowie zostali sprowadzeni na Litwe przez ksiecia Witolda w ostatnich latach XIV wieku jako rezultat jednej z kampanii, ktore zaprowadzily wojska litewskie az na Krym. Na Krymie zas wspolnoty karaimskie istnialy od czasow niepamietnych az do XX w. Freund z kolei zaprzecza Zajaczkowskiemu, twierdzac, ze sam jezyk nie jest zadnym dowodem na chazarskie pochodzenie Karaimow. Uwaza on, ze sa oni etnicznymi Zydami, ktorzy przybyli na Krym wprost z Bizancjum, zas jezyk przyjeli od Chazarow na tej samej zasadzie, na jakiej Zydzi hiszpanscy przyjeli Ladino, zas niemieccy - Jidysz. Jako koronny dowod przytacza on fakt, ze oprocz Karaimow na Krymie mieszkali tzw. Krymczacy, ktorzy poslugiwali sie dokladnie tym samym jezykiem, ale wyznawali judaizm w wersji rabinistycznej. Freund ukul termin 'endogenna dejudaizacja', oznaczajacy zaparcie sie pochodzenia zydowskiego, propagowane zwlaszcza w XIX wieku przez szereg znaczacych Karaimow. Wyraznie krytycznie osadzajac ten trend, Freund uwaza, ze polityka ta miala na celu ominiecie przez Karaimow przesladowan, ktore staly sie udzialem Zydow w carskiej Rosji w XIX w. Dyskusja o pochodzeniu jest zreszta przykladem, jak mozna manipulowac dostepnymi faktami, nawet gdy jest ich niewiele: eksponowac jedne, pomijac inne. Celuje w tym Koestler, ktory w cytowanej ksiazce lansuje teorie o chazarskim pochodzeniu wszystkich wschodnioeuropejskich Zydow, teorie, ktora wiekszosc historykow traktuje wzruszeniem ramion. Przechodzac do czasow wspolczesnych, trzeba powiedziec, ze wlasnie krytykowana przez Freunda polityka 'endogennej dejudaizacji' uratowala Karaimow, ktorzy nie zostali uznani przez Niemcow za Zydow i dzieki temu ocaleli. Ich pobratymcy, Krymczacy, nie mieli tego szczescia i padli niemal w komplecie ofiara Holocaustu po zajeciu Krymu przez Niemcow. W chwili obecnej ilosc Karaimow na swiecie jest znikoma. Ci, ktorzy przemieszkali wieki w krajach arabskich, zostali z nich wypedzeni w czasach nowozytnych i mieszkaja w tej chwili w Izraelu, nieuznawani tam zreszta za Zydow. Karaimom litewskim niezbyt dobrze sie powiodlo pod Sowietami, a to z powodu tolerowania ich przez Niemcow podczas II Wojny. Podzielili los wielu innych grup ludnosci, oskarzonych o 'kolaboracje' i niewielu sie ostalo [wiad. prywatna z Litwy]. Liczba rodzin karaimskich w Polsce wedlug Freunda nie przekracza stu. Stad tytul tego artykulu "Najmniejsza mniejszosc Rzeczypospolitej?". Jurek Krzystek -------------------------------- Literatura: Ankori, Zvi: "Karaites in Byzantium", Columbia University Press (1959). Freund, Roman: "Karaites and dejudaization. A historical review of an endogenous and exogenous paradigm", Almqvist & Wiksell, Stockholm (1991). Koestler, Arthur: "The thirteenth tribe. The Khazar empire and its heritage", Hutchinson (1976). Szyszman, Szymon: "Rekopisy Morza Martwego", "Kultura" 9/71 (1953). Szyszman, Szymon: "Nowe odkrycia", "Kultura" 5/79 (1954). Szyszman, Szymon: "Dalsze losy rekopisow znad Morza Martwego", "Kultura" 6/104 (1956). Szyszman, Simon: "Le Karaisme. Ses doctrines et son histoire", L'Age d'homme, Lausanne (1980). Zajaczkowski, Ananiasz: "Karaims in Poland", PWN, Warszawa (1961). _______________________________________________________________________ Maciek Cieslak DOSTRZEZONE - ROZWAZONE ======================= (Przeglad wydarzen politycznych w Polsce 15.05 - 28.05.92) >>DOSTRZEZONE<< Dawno nie widziano premiera Olszewskiego w tak dobrej kondycji jak w ub. piatek na spotkaniu z dziennikarzami anglo-jezycznymi. "- Rzad pada, ale pada powoli" - skonstatowal w pewnym momencie premier. Zapytany na jakiej podstawie wobec tego trzyma sie rzad, odpowiedzial, ze "rzad nauczyl sie sztuki lewitacji." Prasa brytyjska (majaca stuletnie doswiadczenie z upadkiem Imperium) przyjela odpowiedz ze zrozumieniem... Od dluzszego czasu rzad nie ukrywa, ze opiera sie na tym, iz parla- ment wydaje mu sie niezdolny do wylonienia jakiejkolwiek wiekszosci. Jest silny slaboscia przeciwnikow. Juz po trzech dniach dobre samopoczucie premiera zostalo mocno zachwiane. We wtorek, bez wczesniejszych uprzedzen, do gabinetu Marszalka Sejmu przybyl szef gabinetu Prezydenta - Mieczyslaw Wachowski z listem, w ktorym prezydent oswiadcza, iz "wspolpraca z rzadem weszla w faze ostrego konfliktu" i czuje sie on "zmuszony do cofniecia rzadowi swojego poparcia". Marszalek zwolal natychmiast nadzwyczajne posiedze- nie prezydium sejmu, na ktore zaprosil premiera. Problem dymisji rzadu stal sie tym samym, nowym, goracym tematem politycznym. Z wypowiedzi rzecznika rzadu M.Gugulskiego na wtorkowej, wieczornej konferencji prasowej: "-... kiedy rzad poda sie do dymisji? To pytanie, ktore pojawia sie srednio piec razy na tydzien w ciagu ostatnich pieciu miesiecy. Stanowisko rzadu jest niezmienne: nie wczesniej, az w drodze procedury parlamentarnej nie zostanie wyloniona wiekszosc zdolna sformulowac nowy gabinet." Rzad lewituje a wyniki gospodarcze pierwszych czterech miesiecy tego roku, ogloszone przez GUS w ubieglym tygodniu, sa rzec lagodnie - zadziwiajace. Budzet i inflacja trzymane ostro w ryzach: deficyt wynosi zaledwie 11 bln zl, co przy tym tempie daloby pod koniec roku tylko ponad polowe zalozonych 63 bln. W kwietniu nastapil pierwszy od 89 roku wzrost produkcji (o 4 % w porownaniu z marcem). Spadek poziomu produ- kcji za I kwartal wyniosl w sumie 8.4 % w porownaniu z 22% w IV kwarta- le ub. Rowniez saldo handlu zagranicznego za kwiecien jest dodatnie - 200 mln. Oceny trwalosci tych tendencji sa mimo to ostrozne. W dzien po liscie prezydenta Unia Demokratyczna zwrocila sie z apelem do KLD i PPG, aby na najblizszym posiedzeniu sejmu w przyszlym tygodniu wystapic z wnioskiem o votum nieufnosci dla rzadu. "- Rzad ten nie moze dluzej rzadzic! - oswiadczyl rzecznik UD Jan Potocki. - Dalsze pozostawanie przy wladzy destabilizuje kraj tak wewnetrznie jak i na zewnatrz." O konstruktywnym votum nieufnosci (z przedstawieniem alternatywy gabinetu) wspominal sie juz uprzednio, w sobote, na posiedzeniu Radu Unii- Bronislaw Geremek. "- Jest to proba Unii powrotu do wladzy - skomentowal wydarzenie na goraco, w kuluarach sejmowych, Stefan Niesiolowski. -Proba nerwowa, nie- potrzebna, moim zdaniem destabilizujaca sytuacje w Polsce. (...) Maja 110 glosow i nic nie wskazuje, zeby mogli miec wiecej" - dodal lider ZChN. Reakcja rzadu sa proby jego umocnienia. Premier w srode rozmawial przez godzine z Leszkiem Moczulskim i oswiadczyl, ze "spostrzegl zna- czne zblizenie stanowisk KPN i rzadu. "Klub KPN liczy 46 poslow i uchodzi za najbardziej zdyscyplinowany. Moczulski zazadal zwyczajowo tek. Miedzy innymi dla siebie: stanowisko wicepremiera d/s polity- cznych i jednoczesnie ministra obrony. " - ... mysle o rzadowym quarviriacie: ZChN, KPN, PSL i ostatnia cwiartka to takie drobiazgi jak PC, PL..." - wyznal lider Konfederacji. Rzecznik ZChN - partii stanowiacej obecnie filar rzadu - okreslil proppzycje KPN jako "pobozne zyczenia". ( klub PC posiada 44 mandaty, PL- 28 ) # # # W wywiadzie dla "Nowego Swiata" Krzysztof Wyszkowski (KLD, dawniej w kancelarii Prezydenta) zasugerowal, ze szef MSZ Krzysztof Skubiszewski byl - jak to ujal - "wieloletnim agentem SB". Zapytany nastepnie przez PAP o szczegoly, odmowil odpowiedzi. Wyjasnil natomiast, ze jego wypo- wiedz zostala opublikowana z bledami i niescislosciami. Dziennik przed- stawil go jako doradce premiera, gdy tymczasem przed ponad 10 dniami zlozyl rezygnacje. Poproszony o komentarz Skubiszewski powiedzial: " -Dzisiaj w gazetach wypisuje sie wiele nieprawdziwych informacji, a zwlaszcza, zdaje sie, w tej gazecie. "Na pytanie czy wytoczy proces o znieslawienie rzucil tylko: " -Zobaczymy." Rowniez komentarz rzecznika rzadu byl krotki: " -Krzysztof Wyszkowski jest od 10 dni osoba prywatna." Natomiast Rzecznika Urzedu Ochrony Panstwa zapytano o zrodlo, z ktorego mogly pochodzic sugestie Wyszkowskiego. Odmowil odpowiedzi. W ostatnim czasie hasla dekomunizacji coraz czesciej przekladane sa na jezyk prawa. W ub. czwartek Senat przez wiele godzin debatowal nad projektem ustawy " O sciganiu zbrodni stalinowskich i innych prze- stepstw, nie sciganych z przyczyn politycznych w latach 1944 -89", ktory ma byc skierowany do Sejmu jako inicjatywa ustawodawcza Senatu. Ustawa odrzuca zasade niedzialania prawa wstecz co wzbudzilo chyba najwieksze kontrowersje. Pierwszy Prezes Sadu Najwyzszego Adam Strzebosz poproszony przez GW o komentarz przypomnial, ze w historii czesto odchodzono od tej zasady w imie sprawiedliwosci. "-Przypuszczam, ze w wielu przypadkach wystar- czajacym zadoscuczynieniem dla pokrzywdzonych byloby opublikowanie list prokuratorow, sedziow wojskowych i innych osob (...)" Dodal rowniez: "- Gdy przegladam akta procesow z tamtych lat, podejrzewam czasem, ze wielu ludzi zajmujacych dzis wysokie stanowiska obawia sie takiej publikacji." # # # Pobrzmiewaja ostatnie echa "sprawy Parysa" - najglosniejszej afery politycznej ostatnich tygodnii. W srode na konferencji prasowej wystapil szef Stabu Generalnego gen. Stelmaszuk. (Propozycje objecia stanowiska gen. Stelmaszuka otrzymal w rozmowie z J. Milewskim (BBN w Belwederze) szef Slaskiego OW gen. Wilecki, co stalo sie glowna przyczyna znanego wystapienia min.Parysa) "- Jestem zolnierzem i w kazdej chwili moge odejsc - powiedzial general. - Nie ma problemu: jedno zdanie, jedno wyciagniecie reki i jedno - dziekuje!" Zaraz jednak dodal, ze "armia nie znosi rozkazow z dwoch kierunkow" i , ze chcialby miec tylko jednego przelozonego. " -Musi to byc jeden czlowiek" - podkreslil. " -We wszystkich siedmiu panstwach NATO, w ktorych przebywalem, jest to jasno okreslone: Minister Obrony Narodowej." >>ROZWAZONE<< Zanosi sie na kolejny skandal personalny, jeden z tych, ktorymi politycy racza ostatnio zdezorientowane spoleczenstwo. Oskarzenia o wspolprace z SB, jakie pod adresem min. Skubiszewskiego rzucil Krzysztof Wyszkowski ( przy wsparciu "Nowego Swiata" ) przypominaja na razie zwykla garsc blota. Tradycyjnie brak dowodow na poparcie tez. Tez, ktore - to rowniez tradycyjne - zahaczaja o zdrade stanu. Przed miesiacem na lamach "GW" Jaroslaw Kurski w artykule "Wodz - przedostatni rozdzial" (przy wsparciu Adama Michnika) oskarzyl w podobny sposob, "aktualnych ludzi prezydenta", samego Walese a przy okazji jego "bylych ludzi", od ktorych pochodzila wiekszosc informacji. Oskarzenia byly rownie powazne, i podobnie jak w "Nowym Swiecie" rzuco- ne bez dowodow. Uslyszelismy o "poleceniach z Belwederu dla pani Walz, ktore nie mialy nic wspolnego z bankowoscia", "liscie osob do wykosze- nia, z ktora obnosil sie po kancelarii Glowy Panstwa min.Wachowski", "ludziach bez skrupulow, takich jak Drzycimski i Wachowski", "chamstwie podniesionym do rangi cnoty" o tym jak "obozowi, ktory wygral wybory prezydenckie chodzi tylko o naga wladze" itd.itd.itd. Oczywiscie naste- pnego dnia oddal cios "NS" - tez bez poparcia dowodami. Bronislaw Geremek, o czym mieli wiedziec wszyscy w Warszawie, zaklepal sobie u Wachowskiego przyszla posade szefa MSZ, w ramach prowadzonej wraz z Adamem Michnikiem "drapieznej walki o misje" - jak sparafrazowano tytul komentarza Michnika itd.itd.itd. Potem nastapily kilkudniowe przepychan- ki i utarczki slowne, no i burza ucichla. Partie wystrzelaly naboje a na postsolidarnosciowym poligonie ustalila sie nowa rownowaga sil. Czy cos procz tego sie zmienilo? Obsmarowani "ludzie prezydenta" funkcjonuja dalej jako najwyzsi urzednicy w panstwie, jak gdyby publi- kacji Kurskiego w ogole nie bylo. Autorowi tez nie przychodzi chyba do glowy, ze moglby stanac w przyszlosci przed koniecznoscia udokumentowa- nia swoich tez! Podobnie Wyszkowski - choc tu musimy jeszcze poczekac. Jedynym trwalym skutkiem calych tych gier jest z jednej strony utrata wiarygodnosci obozu postsolidarnosciowego, z drugiej zas upadek reputacji najwyzszych urzedow i wladzy jako takiej. Choc trzeba przyznac, ze od pewnego czasu metody walki wysubtelnily sie. Partie na przyklad, tylko wyjatkowo uderzaja, jak dawniej, bezposrednio w siebie. Ocalaja tym samym resztki prestizu. Kozlami ofiarnymi sa raczej niezaangazowani ideowo politycy, urzednicy na wysokich stanowiskach, ktorych kosztem toczy sie pozniej cala rozgrywka. Jak niedoswiadczony min. Parys, jak - widac nazbyt doswiadczony - min. Skubiszewski. Maciek Cieslak _______________________________________________________________________ Krystyna Lubelska SMIERC DOBREGO CZLOWIEKA ======================== [Zycie Warszawy, 11-12 kwietnia, 1992, przytoczyl Zbyszek Pasek] Dobry czlowiek, podobnie jak Nietzschowski Bog, umarl. Nikt go juz tak nie nazwie. Czlowiek moze madry, blyskotliwy, obrotny, przedsiebiorczy, dowcipny. Moze byc pelen wdzieku i inteligencji. Ale dobry? Jest w tym okresleniu jakas poczciwa niezaradnosc, jakas nieumiejetnosc korzystania z okazji, slamazarnosc i nieudacznosc. Dobroc, byc moze jedna z najbardziej pozadanych ludzkich cech , przestala byc popularna. Stracila pozycje i dobra opinie. W rozwazaniach na temat dobroci Leopold Tyrmand przywolal slowa Kisiela, ktory kiedys powiedzial mu o swojej tesciowej: "Ona ma zawsze racje, bo jest dobra". Kisiel zawsze wiedzial co mowi i nigdy nie dal sie uwiesc zadnej modzie. W Polsce nastapil przewrot systemowy i cywilizacyjny. Za socjalizmu o dobroci jednostki nie wypadalo nawet wspomniec, bo dobry mogl byc tylko towarzysz. Za rodzacego sie obecnie kapitalizmu - trzeba byc drapieznym i walecznym, trzeba bic sie o swoje. Za socjalizmu przyjelo sie zakladac, ze nasze spoleczenstwo jako calosc jest sklonne do wyrzeczen, do poswiecen za innych, ze zawsze spontanicznie reaguje na cudze krzywdy i nieszczescia. Taki byl image narodu kreslony przez propagande. A zreszta, czy bylo doprawdy sie o co bic i wyklocac w tej samej szarej biedzie? Teraz, kiedy kazdy jak bulawe marszalkowska w tornistrze, nosi w kieszeni szanse na miliard, czasy nie sprzyjaja ani lagodnym ani spolegliwym. Obraz poczciwych Polakow nagle zamazuje sie i zaciera. Agresji w stosunku do obcych towarzyszy agresja do biednych i starych. Obywatelom dzielnie sekunduja politycy, ktory ludzi najslabszych, emerytow i chorych, oskarzaja o ciagniecie niezasluzonych korzysci z ubogiego Skarnu Panstwa. W Polsce niemalo jest ludzi bogatych, ale nie istnieje prawie zadna dzialalnosc charytatywna. Bogaci dbaja wylacznie o swoje potrzeby (moze poza nielicznymi wyjatkami), czasem biednemu uda sie cos dla siebie wyszarpnac, ale kazdy mysli o sobie, o zalatwieniu wlasnej sprawy. Egoizm, zdaniem niektorych socjologow, jest pulapka spoleczna. Jesli tak, to z pewnoscia w nia wpadlismy. Kiedy 19-letni chlopiec umieral w klinice prof. Religi na serce, bo nie bylo dla niego wystarczajacej sumy pieniedzy na przeszczep (znowu ta forsa) - apele w tej sprawie wywolywaly przede wszystkim zniecierpliwienie i niechec. Znowu czegos chca od zapedzonego i zaganianego Polaka, zawracaja mu glowe... Jek sie otworzy gazete to tylko prosby o datki, a to na szpik, a to na watrobe. Nawet wiec sprawy ostateczne budza w wielu ludziach tylko zlosc. Nie chodzi tu tylko o brak gotowki, ale i brak wspolczucia, refleksji, momentu zastanowienia sie nad cierpieniem innych. Tego u nas coraz bardziej brakuje. Przybywa dobr konsumpcyjnych, dobroc pozostaje towarem deficytowym. Wedle psychologow, jedna z cech odrozniajacych czlowieka od swiata zwierzecego jest altruizm. Tylko on jest zdolny bezinteresowanie dzialac na rzecz innej osoby. A jednak i te ceche socjobiologowie podaja w watpliwosc, udowadniajac, ze u podstaw takiej aktywnosci tkwi zwykle jakis, starannie czesto ukryty, interes indywidualny. Ich zdaniem, w pomaganiu innym tkwi zawsze mieszanina poczucia winy, wyrzutow sumienia, pobudki egoistyczne. Postawy altruistyczne w zadnym spoleczenstwie nie rodza sie same przez sie, ale zwykle bywaja realizacja idei czy wzorcow zachowan. Zyjemy w kraju, gdzie wartosci chrzescijanskie znajduja sie codziennie na ustach wielu ludzi, o tym sie rozprawia i dyskutuje. Staly sie one haslem z zalozenia czytelnym dla wszystkich. Niestety, sposob wypowiadania sie o nich jest zwykle podlany agresja (posluchajmy poslow) i narzucajacy w sposob nie znoszacy zadnego sprzeciwu. Czesto towarzyszy pieknym slowom grymas wscieklosci i znieciepliwienia. "Wartosci chrzescijanskie" dla milionow Polakow sluchajacych codziennie swoich politykow staly sie synonimem walki o wladze, o stolki i rzad dusz. Wartosci chrzescijanskie staly sie argumentem politycznym. "Panie posle, pan nie szanuje wartosci chrzescijanskich" - "A pan - pada odpowiedz - jest komuchem". Kto pierwszy ten lepszy. Kto kogo zaatakuje najpierw z frontu walki pierwszych chrzescijan. Dobry czlowiek, w ogniu walki politycznej, pokornie zszedl z pola. Nikt juz go nie broni. W Polsce powoli zaczyna sie moda, dobre i to, na dobroc konsumpcyjna. Ekspedient nie chowa towarow przed klientem pod lade, kelner nie bije gosci, taksowkarz czeka na postoju. Swiat handlu i uslug powoli sie cywilizuje, a nawet zaczyna obdarzac niesmialym usmiechem. Nikt nie ma watpliwosci, ze jest to raczej wynik gospodarki rynkowej i pogoni za zyskiem, niz naglej wszechogarniajacej milosci do blizniego. Niektorzy filozofowie uwazali, ze w panstwach powinny panowac tak idealnie zorganizowane systemy, aby zaden czlowiek nie musial byc dobry. Ustroj, jaki panuje w Polsce, daleki jest nie tylko od idealu, ale od wszelkiej organizacji i porzadku. Dlatego dobrzy ludzie sie przydadza. [przyp. introligatora dyzurnego. Nie jestem specjalista od socjobiologii, (ktora jest nb. dziedzina wykleta przez polskich myslicieli chrzescijan- skich, np. przez ks. bp. Zycinskiego). Sadze jednak, ze jej stanowisko wobec altruizmu jest odmienne od naszkicowanego powyzej. NIE interes indywidualny i jakies starannie ukryte pobudki sa racjonalna podstawa altruizmu wedlug socjobiologow, ktorzy twierdza, ze dominanta wielu indywidualnych zachowan jest walka puli genow o przetrwanie. Altruizm jest mechanizmem ulatwiajacym przezycie gatunku, oslabia, albo i poswieca MNIE, ale wzmacnia w mojej grupie szanse przezycia moich dzieci. Pomaga budowac instynkt stadny, spoleczny... Altruizm widac i u fok. Jest w tym pewien sens. I pewien optymizm, nawet dla Polakow. Jurek K-uk] _______________________________________________________________________ LISTY DO REDAKCJI ================= Chris Kniaz -Fischer Szanowny Panie Redaktorze! W numerze "Spojrzen" z 9 maja zamiescil Pan artykul-sprawozdanie Jacka Walickiego z jego wizyty w Ojczyznie. Relacja p. Walickiego nie odbiega- la nastrojem i tonem smutnej refleksji od mnostwa "dziennikow z podrozy" jakie spotyka sie na sieci lub w tzw periodykach "emigracyjnych" . Moze wlasnie dlatego pisze do Pana pelen watpliwosci. Zapewne kazdy Polak posiada jakas wizje Kraju. Wizja ta moze byc mglis- ta i nierzeczywista, ba kompletnie glupia nawet ale wystarczy pobudzic w nas "narodowa nute" a natychmiast patrzymy na swiat poprzez Nasze wyo- brazenie Polski, zapominajac o rozsadku i obiektywnosci. Niektorzy nazwaliby uczucie o ktorym pisze tozsamoscia narodowa, inni pewnie na- pomkneliby cos o nacjonalizmie, ja jednak piszac o "wizji" mam na mysli calkiem konkretny problem: Jak wyobrazamy sobie Polske i jak konfrontu- jemy ideal z rzeczywistoscia? Obawiam sie, ze stereotyp Polski jest wiekszosci rodakow narzucany od wczesnej mlodosci przez program szkolny. Zatem to co pozostaje sklada sie z popluczyn po 5,6,7 klasowych czy- tankach podkreslajacych "bohaterstwo i martyrologie". Na tych, ktorzy dotrwaja do konca szkoly podstawowej i byc moze beda kontynuowac edukacje w liceum i na uniwersytecie czekaja mesjanizmy, wallenrodyzmy etc... Prosze tez nie zapomniec o ksiazkach Pawla Jasienicy jakze powszechnie (no moze z wyjatkiem narodowcow) uwazanych za pierwszy po- drecznik historii , tudziez o wszelkich samizdatowych wydawnictwach zbyt czesto mieszajacych fakty historyczne z fikcja. Waska grupa czytelnikow siegnie w koncu po Kieniewicza , Oskara Hallera (? nie jestem pewny nazwiska , chodzi tu o znanego emigracyjnego historyka) etc.. ale pewnie i tak juz jest za pozno - polskiego mitu wykorzenic sie tak latwo nie da. Pewnie zaprotestuje Pan, przypominajac o przewrotnej grze komunis- tow z historia i o ogolnych warunkach powojennych. Trudno by bylo Panu zaprzeczyc - klamstwom mozna sie czasem przeciwstawic tylko goraca wiara w iluzje prawdy (historycznej). Malo kto troszczy sie wtedy o obiek- tywizm, a nieliczni poszukiwacze prawdy traktowani sa jak wrogowie. Idealizowanie Polski przedwojennej z jednoczesnym powszechnym odrzu- ceniem jej problemow spolecznych z antysemityzmem na czele to typowy rezultat ogolnego falszowania. A zatem wyrastamy z tym mitem i gdy na emigracji stykamy sie z opiniami Zachodu o Polsce nie mozemy sie oprzec niecheci. Jakze czesto irytowaly mnie wypowiedzi Zydow polskich o sytuacji w dwudziestoleciu, jakze bola- ly artkuly w NY Timesie , jak denerwowaly ksiazki - chociazby takie jak "Sophies Choice" Styrona. Moj "polski syndrom" podpowiadal mi brednie o spisku mass-mediow etc... (nie smiem twierdzic ze przypadki specjalnej nierzetelnosci nie istnialy, ale ile ich bylo i jak to ocenic?). Z dru- giej strony zauwazalem w sobie specyficzna odraze do pewnego typu ro- dakow - dosc powszechnie spotykanych zawadiackich awanturnikow, wizytu- jacych z handelkiem Berlin, Stambul czy Budapeszt. Wstyd mi za nich bylo i czulem zlosc, doszlo do tego ze unikalem kazdego napotkanego rodaka, bojac sie aby nie zniszczyl mi wizji mieszkanca kraju-"Mesjasza narodow". Od pewnego zas czasu nie moge oprzec sie irytacji czytajac codzienna poczte z Warszawy: Jak Oni w Polsce moga byc tak zaslepieni? Dlaczego nie widza Ich obsuwania sie do beznadziejnego zascianka? Mysle, ze moje uczucia - wynik "polskiego syndromu", swoistej reakcji rozumu na "polski mit" - dzielone sa przez wielu emigrantow. Dowodem tego sa relacje - takie jak p. Walickiego. Ani przez minute nie watpie, ze wszystko co napisal jest prawda a jednak zastanawiajace jest nagromadzenie pesymizmu i subiek- tywnosc w przedstawianiu informacji: ze w laboratoriach PCty ( i wszyscy sie ciesza w dodatku!), brudno, pala..., interesy, ze "porzadni ludzie gloduja/bieduja" etc... Moglbym na to odpowiedziec, ze znam naukowcow, ktorzy swietnie sobie radza i wlasnie zakupili najnowsze stacje Silicon Graphics, a wielu porzadnych ludzi jakos nie podupadlo. Ja jednak zapytam jakie mamy prawo wystepowac z pozycji besserwisserow? Czy moze pracujac lub studiujac poza krajem musimy czuc wyzszosc, po- garde , politowanie? Czego spodziewalismy sie opuszczajac Kraj - ze bez nas latwiej Im bedzie zblizyc sie do cywilizacji? Pozwole tez sobie za- pytac co robimy teraz , w miejscu gdzie los nas zapedzil aby wplywac na sytuacje w Polsce? Czy nasz wplyw bylby zaden? Czy pozostaje nam - tak jak to p. Walicki sugeruje w swym zakonczeniu - milczacy protest? Czy mamy prawo obrazic sie na Kraj za to ze zbyt odbiega od naszych wyo- brazen? Z powazaniem Krzysztof Kniaz - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Jacek Walicki Pan Krzysztof Kniaz przeczytal wyjatki z mojego dzienniczka i stwierdzil, ze choc fakty prawdziwe to caloksztalt nie. W odpowiedzi stwierdzam, ze choc sie myli to ma racje. Moj dzienniczek byl rejestracja tego co widzialem, i co mi zostalo w pamieci pod koniec dnia. Reakcja Pana Kniazia (i innych) pokazuje z kolei to co On zobaczyl (i czego nie zobaczyl) w moim artykule. W obu przypadkach - mojego pisania, i Jego czytania - wystepuje znieksztalcenie "prawdy" poprzez nasze paranoje, skrzywienia, obawy i nadzieje. Pan Kniaz rozpoznaje zreszta ten proces gdy pisze o wizjach Polski jakie kazdy z nas nosi w sobie. Ten proces transforma- cji powoduje, ze czesto nawet bardzo proste stwierdzenia nabieraja demonicznego wymiaru i podloza. Przykladem moze byc komentarz Pana Kniazia do ostatniego zdania mojego artykuliku, ktore odzwier- ciedlalo moja wlasna emigracyjna rozterke. Pan Kniaz odczytal w tym zdaniu milczacy protest. Niepotrzebnie. Pan Kniaz proponuje przyklady odwrotne do moich. Gdyby nawet podal konkrety to wcale ich nie zamierzam kwestionowac. Bowiem istota sprawy lezy nie w tym, ze znajomy Pana Kniazia kupil stacje SG (a moj znajomy 'fully loaded HP750') a w tym, ze wiekszosc Polakow to nie sa nasi znajomi. Na koniec uwaga przyziemna, acz filozoficzna. Jezeli sie widzi brud (doslownie i w przenosni) i chce sie zeby bylo czysciej, to trzeba zaczac od stwierdzenia, ze jest brudno. Jezeli natomiast zacznie sie od stwierdzenia, ze u innych tez nie jest czysto; to ani u nich, ani u nas nie zrobi sie od tego czysciej. Z powazaniem - Jacek Walicki _______________________________________________________________________ Andrzej Pindor Szanowna Redakcjo! Z duzym smutkiem przeczytalem w nr. 22 Spojrzen list p. Henryka Modzelewskiego. Ze smutkiem, poniewaz jest on niestety dosyc sympto- matyczny dla stanowiska wielu rodakow. Pan Modzelewski ma wyrazny zal, ze sprawy nie ida w Polse tak doskonale jak on, i wielu innych, spodziewalo sie. Przedtem wiadomo bylo do kogo mozna (i nalezy) miec pretensje - do komunistow, do Sowietow. Ale do kogo pretensje teraz? Mozna zrozumiec male dziecko, ktore ma pretensje do rodzicow, ze swiat nie odpowiada jego wyobrazeniom. Ale przeciez jestesmy wszyscy juz dorosli (mam nadzieje)! Nie moze tez Pan Modzelewski miec pretensji do Boga, bo deklaruje sie jako ateista. No wiec do kogo ? To nie jest czcze pytanie. Wszystkim wyrazajacym podobne zale radzilbym zastanowic sie dobrze do kogo maja wlasciwie pretensje. Moze pozwoliloby to im lepiej zrozumiec istnie- jacy stan rzeczy. Pan Modzelewski ma pretensje, ze Prezydent jest taki a nie inny. Czy trzeba przypominac, ze Prezydent zostal wybrany w demokratycznych wyborach? I ze byli inni kandydaci? Polskie spoleczenstwo ma takiego prezydenta jakiego sobie wybralo i mowienie teraz ze "mysmy nie wiedzieli" jest po prostu dziecinnada. Walesa z dnia na dzien sie nie zmienil, jest jaki byl. Pan Modzelewski pyta: Co by sie stalo, gdyby Bush publicznie stwierdzil, ze nie ma koncepcji wyprowadzenia USA z kryzysu i oczekuje porady od wyborcow? Czy zostalby z dnia na dzien odwolany z tego stanowiska? Co by sie stalo takiego co nie moze stac sie w Polsce? W innym miejscu Pan Modzelewski pisze: .... (Nawiasem mowiac, ciekaw jestem jaki bylby polityczny los partii, ktora po przejeciu rzadow jako jedna z pierwszych podjela decyzje o umozliwieniu wysokim urzednikom panstwowym partycypowania w roznorodnych spolkach, a odwolala te decyzje na krotko przed zakonczeniem swoich rzadow?) Czy partia taka zniknelaby z zycia politycznego w ciagu roku? Procesy polityczne zajmuja wiele czasu, lata cale. Niecierpliwosc wielu rodakow jest swiadectwem slabego rozeznania w mechanizmach procesow politycznych w krajach demokratycznych. W wiekszosci wypadkow moze to byc zrozumiale, bo skad mieli takiego rozeznania nabrac. Jednakze mniej jest to wybaczalne w przypadku ludzi wyksztalconych, znajacych obce jezyki i jezdzacych za granice. Podsumowujac: rzeczywistosc jest jaka jest. Mozna probowac swoimi dzialaniami na nia wplynac, lub starac sie do niej dostosowac. Narze- kanie nic nie pomoze, bo nie ma najmniejszego powodu aby swiat byl taki jak to nam odpowiada. Zawsze mnie zadziwia ta wiara rozpowszechnio- na wsrod wielu doroslych ludzi, ze jezeli bedziemy glosno narzekac, to ktos tam gdzies sie nad nami zlituje i 'naprawi' za nas swiat. Na zakonczenie komentarz do marginesowej uwagi P. Modzelewskiego: .... (Nawiasem mowiac, polecilbym wszystkim, ktorzy nie wierza, ze mozna stworzyc spojny system moralny bez "supernatural", "Medytacje o zyciu godziwym" prof. Kotarbinskiego.) Na papierze wszystko stworzyc mozna, ale czy to bedzie dzialac w spo- leczenstwie prawdziwych ludzi? Komunizm na papierze dzialal jak zegarek. A ksiazke prof. Kotarbinskiego czytalem. Andrzej Pindor - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - [Komentarz J. K-uka do odpowiedzi Andrzeja Pindora] Mam mieszane uczucia do powyzszego listu. Streszcza on calkiem racjonalne stanowisko, ze narzekania w Polsce az nadto dosyc. Podpisaliby sie pod i moi, dosc sedziwi, rodzice i moi znajomi o pol wieku mlodsi i ja sam! Sadze jednak, ze nie nalezy przesadzac z krytykowaniem publicznego narzekania. Chyba nie musze rozwijac tematu, kazdy wie, ze dyskusja, ktora rozwinie sie nastepujaco: A. Wszystko zle, i coraz gorzej. B. Narzekasz, a nic nie robisz! A. Po pierwsze skad wiesz czy niczego nie robie. A co ty zrobiles, zeby mi teraz zamykac usta?! prowadzi do nikad... A w ogole, to anty-narzekactwo ma tez swoje patologie. Podobne stanowisko reprezentuja rowniez pewne czynniki rzadowe, ktore w ramach walki z narze- kaniem postanowily wzmocnic kontrole nad tzw. destruktywnym pesymizmem dziennikarzy telewizyjnych. Wiemy czym to grozi. Andrzej Pindor wie, ze niecierpliwosc wielu rodakow jest swiadectwem slabego rozeznania w mechanizmach procesow politycznych itp. Mysle, ze dobra odpowiedz na te teze, podpisana Vaclav Havel znajduje sie w poprzednim numerze Spojrzen. Niecierpliwosc to jest to, dzieki czemu JUZ nie ma PRL. Pewnie istotna role odegraly tutaj osoby wyksztalcone, znajace jezyki i jezdzace za granice. Ale to nie ICH niecierpliwosc zmienila Polske, czy Rumunie. Wzywan do cierpliwosci zaliczylismy juz sporo. Sadze, ze Polacy maja prawo do nie- cierpliwosci. Komentarz Andrzeja Pindora do uwagi p. Modzelewskiego, ze system moralny bez elementow nadprzyrodzonych jest mozliwy, i sprowadzenie tematu do dzialajacego na papierku komunizmu jest - jak mi sie wydaje - ewidencja na to, ze Andrzej Pindor postanowil calkowicie zignorowac wypowiedzi Andrzeja Niemierki i moja w "Spojrzeniach" sprzed czterech miesiecy. Coz. Jurek Karczmarczuk _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed' dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish. ____________________________koniec numeru 27___________________________